środa, 16 lipca 2014

Niespodziewany gość - część 14




-Wyrok w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej dnia 09.01.2013, sąd okręgowy w Toruniu w składzie tu obecnym w dniu dzisiejszym w sprawie rozwodowej z powództwa pani Alicji Keller przeciwko panu Maksowi Keller – szybko podniósł się do pionu, spuścił nogi na zimną posadzkę i dłońmi przetarł twarz – „To na szczęście tylko koszmar” – pomyślał widząc znajome miejsce, w którym aktualnie się znajdował.
- To tylko zły sen – szepnął do siebie, bo wyobrażenie o swoim rozwodzie było tak realne, że nie mógł uwierzyć, że znajduje się w salonie we własnym łóżku. Doskonale pamiętał widok Alicji ubranej na czarno stojącej naprzeciwko niego. Wzrokiem błądziła gdzieś ponad jego głową, jakby bała się spojrzeć na niego. A głos sędziego, który za chwilę miał powiedzieć, że jego małżeństwo przestaje istnieć powodował dreszcze na jego plecach. Wszedł do kuchni i wypił szklankę zimnej wody. Bał się, że jego sen może się spełnić. Z kubkiem w dłoniach spojrzał przez okno, a tam przed ich domkiem spacerowała rodzina. Mężczyzna – tata pchał czerwony wózek, a kobieta trzymała w swojej dłoni malutką dłoń chłopczyka i w tej chwili jedyne, co przychodziło mu na myśl to to, że jego właśnie się rozpada. Keller pociągnął kolejny łyk zimnego płynu i pokręcił głową. W jego ciele toczyła się teraz walka: dać nam szansę na szczęśliwą rodzinę czy lepiej byłoby gdybyśmy się rozstali? Przecież kocha Alicję jak jeszcze nikogo innego wcześniej. Czy jego zadaniem nie powinno być sprawianie, żeby była szczęśliwa? Żeby każdy nowy dzień był lepszy od poprzedniego? Przecież obydwoje bardzo pragną dziecka. Czy faktycznie adopcja jest zła? Różne dzieci trafiają do takich ośrodków, ale chyba przyszli rodzice mają prawo wyboru. „Może Ala ma rację – pomyślał – Może powinien jej zaufać.”

***

To był ciężki dzień w szpitalu. Obchód, wypisanie zleceń, kilka planowych operacji, co wiązało się z wymuszoną pozycją stojącą. Od tego jego kręgosłup dawał się we znaki. Przeciągnął się, ziewnął i powoli zaczął ściągać lekarski kitel zamieniając go na swoje codzienne ubrania. Spojrzał na drzwiczki uchylonej szafki, na zdjęcia, które przykleiła tam jego żona. Pierwsze, największe przedstawiało ich już jako państwa Keller. Alicja w białej sukience, on w czarnym, dystyngowanym garniturze. Powoli palcem wskazującym obrysował kontury ciała swojej żony zatrzymując się dłużej przy jej twarzy. Jak bardzo chciał zamienić to zdjęcie w prawdziwą Alę. Móc dotykać jej rumianych policzków, całować jej kształtne usta i czuć ciepło jej skóry na swojej. Zamknął oczy i przywołał wspomnienia z tamtego okresu. Byli tak cholernie szczęśliwi, że aż sam nie wierzył, że coś takiego ich spotkało. W uszach dźwięczał mu jej zmysłowy głos, pod powiekami miał jej obraz, a jego komórki węchowe odtwarzały jej słodki zapach. Potrząsnął głową. Choć skończył już pracę na dzisiaj, to nadal był w szpitalu i w każdej chwili mógł zostać wezwany z powrotem na SOR, więc na rozkojarzenie nie było jeszcze odpowiedniego czasu. Spojrzał znowu na zdjęcia, na kolejnym oprócz nich byli ich świadkowie – Beata oraz Jivan. „Czemu ja wcześniej o nim nie pomyślałem?” – szybko założył sweter i skierował się do piwnicy. 

*** 

- A ty nie w raju? – zapytał Gajewski, gdy tylko Maks przekroczył próg jego królestwa
- Właśnie przyszedłem w tej sprawie do ciebie – zaczął i opowiedział mu całą historię odnośnie dziecka – I teraz nie wiem, co mam robić. Oczywiście, że chcę stworzyć z Alą prawdziwą rodzinę, ale czy powinienem zgodzić się na adopcję? – spojrzał na niego pytającym wzrokiem
- Kompletnie nie pojmuję tego, dlaczego akurat tobie trafiła się taka mądra żona – Adam pokręcił głową z niedowierzaniem i usiadł za biurkiem – Przecież adoptowanie dziecka to nie kupowanie kota w worku. Ala ma rację, będziecie mogli obejrzeć kartoteki tych maluchów, poznać ich sytuację rodzinną. Nie możesz do tego podchodzić jak do transakcji kupna – sprzedaży – pouczał go – To jest istota ludzka, która potrzebuje miłości i odrobiny poczucia bezpieczeństwa od dwojga rodziców – czuje oko Jivana zauważyło zmianę w wyrazie twarzy Kellera. Z nastawionego negatywnie zaczęło przybierać bardziej przychylny – Przecież jesteście w stanie zapewnić temu dziecku wszystko to, czego potrzebuje.
- Może macie rację… - myślał Maks
- Na pewno ją mamy – poprawił go przyjaciel, po czym dodał – Na twoim miejscu zacząłbym szukać ośrodków adopcyjnych – nie zdążył dokończyć, bo Keller pospiesznie wybiegł z jego gabinetu – czym prędzej.

*** 

- Ala – zwrócił się do niej na progu drzwi, ręce, które aktualnie trzymały rączki szafki opuściła i delikatnie zwróciła się w jego stronę. Podszedł do niej szybkim krokiem, zgarnął jej dłonie w swoje, podstawił pod swoje usta i zaczął składać na nich nieśmiałe pocałunki – Aluś – powtórzył – Przepraszam, przepraszam, że nie starałem się cię zrozumieć, ale teraz już wszystko wiem – spojrzała na niego ze łzami w oczach, w jego tęczówkach malował się ból – Kochanie, wybacz mi, że tak cię skrzywdziłem. Nie to ci obiecywałem, proszę powiedz coś – błagał. A ona nie była w stanie wykrztusić z siebie słowa. Zarzuciła mi ręce na kark, wtuliła się w niego jak mała, bezbronna dziewczynka i roniła łzy. Przytulił ją z całych sił, choć nie dała mu słownego znaku, że mu wybacza, to ten gest wyrażał o wiele więcej niż mógłby chcieć – Nie płacz, już teraz wszystko będzie dobrze – głaskał ją po głowie. Nie wiedzieli jak długo stali w tej kuchni, w swoim ramionach, ale było im tak dobrze i tak błogo, że chcieli trwać w tym jak najdłużej.
***
Rano zanim Alicja jeszcze się obudziła, zadzwonił do Leona, prosząc o dzień wolnego dla siebie i żony. Jasiński wiedząc, co dzieje się w życiu jego dzieci, nie potrafił odmówić, a nawet zaproponował, żeby wzięli dłuższy urlop, jednak Maks miał nadzieję, że jeden dzień im wystarczy, a obydwoje stawią się w czwartek normalnie na dyżurze. A skoro już wstał to postanowił coś upichcić. „- W końcu dobry dzień musi zacząć się od pysznego śniadania” – pomyślał i zszedł na dół do kuchni. 

*** 

Przewróciła się na drugi bok, a przez otwarte drzwi do sypialni swobodnie przepływały zapachy: świeżo parzonej kawy, smażonych naleśników, dżemu malinowego robionego przez panią Sabinkę, który na dodatek był jej ulubionym. Przeciągnęła się jak kotka i postanowiła, że pójdzie sprawdzić na jakim etapie pracy jest Maks.
- Wstalaś? – zapytał, gdy weszła do kuchni
- Obudziły mnie smakowite zapachy – powiedziała siadając przy stole, jednocześnie pokazując, że czeka na talerz pełen smakołyków. Keller spojrzał na nią zdziwiony – No co? – zapytała lekko oburzona – Głodna jestem.
- Przecież ja nic nie mówię – zaśmiał się i w geście obronnym podniósł ręce do góry. Za chwilkę przez nią pojawił się kubek z parującą kawą, a na spienionym mleku Maks narysował serduszko. Ali szkoda było psuć takiego arcydzieła, ale pokusa zamoczenia ust w jej ulubionym napoju była jednak większa. Za chwilę do kawy, dołączył talerz pełen naleśników, a także dżemy, krem czekoladowy, a nawet bita śmietana i bakalie. Na końcu do stołu dosiadł sam mistrz. Z radością patrzył na swoją żonę, która pochłaniała jednego naleśnika za drugim. Widział, że wstała dzisiaj z dobrym humorem, z resztą, kto nie byłby w humorze skoro takie zapachy wypełniają cały dom, więc nie chciał tego psuć, jednak musiał zamknąć pewien etap w ich życiu, tak, aby zacząć nowy, lepszy.
- Aluś – zwrócił się do niej, a ona z pełną buzią i ustami ubrudzonymi dżemem zwróciła się do niego – Zadzwoniłem dzisiaj do ojca i poprosiłem o wolne dla nas, bo chciałbym cię dzisiaj zabrać w dwa miejsca.
- Jakie? – tylko tyle mogła wypowiedzieć. Maks ucałował jej słodkie wargi .
- Dowiesz się jak tam dojedziemy – wyjaśnił tajemniczo.


3 komentarze:

  1. Już się przestraszyłam, że to prawdziwy rozwód.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z niecierpliwością czekam na następną część :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ale mnie wystraszyłaś z tym rozwodem... :D świetne, czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń