-Wyrok w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej dnia 09.01.2013,
sąd okręgowy w Toruniu w składzie tu obecnym w dniu dzisiejszym w sprawie
rozwodowej z powództwa pani Alicji Keller przeciwko panu Maksowi Keller –
szybko podniósł się do pionu, spuścił nogi na zimną posadzkę i dłońmi przetarł
twarz – „To na szczęście tylko koszmar” – pomyślał widząc znajome miejsce, w
którym aktualnie się znajdował.
- To tylko zły sen – szepnął do siebie, bo wyobrażenie o
swoim rozwodzie było tak realne, że nie mógł uwierzyć, że znajduje się w
salonie we własnym łóżku. Doskonale pamiętał widok Alicji ubranej na czarno
stojącej naprzeciwko niego. Wzrokiem błądziła gdzieś ponad jego głową, jakby
bała się spojrzeć na niego. A głos sędziego, który za chwilę miał powiedzieć,
że jego małżeństwo przestaje istnieć powodował dreszcze na jego plecach. Wszedł
do kuchni i wypił szklankę zimnej wody. Bał się, że jego sen może się spełnić.
Z kubkiem w dłoniach spojrzał przez okno, a tam przed ich domkiem spacerowała
rodzina. Mężczyzna – tata pchał czerwony wózek, a kobieta trzymała w swojej
dłoni malutką dłoń chłopczyka i w tej chwili jedyne, co przychodziło mu na myśl
to to, że jego właśnie się rozpada. Keller pociągnął kolejny łyk zimnego płynu
i pokręcił głową. W jego ciele toczyła się teraz walka: dać nam szansę na
szczęśliwą rodzinę czy lepiej byłoby gdybyśmy się rozstali? Przecież kocha
Alicję jak jeszcze nikogo innego wcześniej. Czy jego zadaniem nie powinno być
sprawianie, żeby była szczęśliwa? Żeby każdy nowy dzień był lepszy od
poprzedniego? Przecież obydwoje bardzo pragną dziecka. Czy faktycznie adopcja
jest zła? Różne dzieci trafiają do takich ośrodków, ale chyba przyszli rodzice
mają prawo wyboru. „Może Ala ma rację – pomyślał – Może powinien jej zaufać.”
***
To był ciężki dzień w szpitalu. Obchód, wypisanie zleceń,
kilka planowych operacji, co wiązało się z wymuszoną pozycją stojącą. Od tego
jego kręgosłup dawał się we znaki. Przeciągnął się, ziewnął i powoli zaczął
ściągać lekarski kitel zamieniając go na swoje codzienne ubrania. Spojrzał na
drzwiczki uchylonej szafki, na zdjęcia, które przykleiła tam jego żona.
Pierwsze, największe przedstawiało ich już jako państwa Keller. Alicja w białej
sukience, on w czarnym, dystyngowanym garniturze. Powoli palcem wskazującym
obrysował kontury ciała swojej żony zatrzymując się dłużej przy jej twarzy. Jak
bardzo chciał zamienić to zdjęcie w prawdziwą Alę. Móc dotykać jej rumianych
policzków, całować jej kształtne usta i czuć ciepło jej skóry na swojej.
Zamknął oczy i przywołał wspomnienia z tamtego okresu. Byli tak cholernie
szczęśliwi, że aż sam nie wierzył, że coś takiego ich spotkało. W uszach
dźwięczał mu jej zmysłowy głos, pod powiekami miał jej obraz, a jego komórki
węchowe odtwarzały jej słodki zapach. Potrząsnął głową. Choć skończył już pracę
na dzisiaj, to nadal był w szpitalu i w każdej chwili mógł zostać wezwany z
powrotem na SOR, więc na rozkojarzenie nie było jeszcze odpowiedniego czasu. Spojrzał
znowu na zdjęcia, na kolejnym oprócz nich byli ich świadkowie – Beata oraz
Jivan. „Czemu ja wcześniej o nim nie pomyślałem?” – szybko założył sweter i
skierował się do piwnicy.
***
- A ty nie w raju? – zapytał Gajewski, gdy tylko Maks
przekroczył próg jego królestwa
- Właśnie przyszedłem w tej sprawie do ciebie – zaczął i
opowiedział mu całą historię odnośnie dziecka – I teraz nie wiem, co mam robić.
Oczywiście, że chcę stworzyć z Alą prawdziwą rodzinę, ale czy powinienem
zgodzić się na adopcję? – spojrzał na niego pytającym wzrokiem
- Kompletnie nie pojmuję tego, dlaczego akurat tobie trafiła
się taka mądra żona – Adam pokręcił głową z niedowierzaniem i usiadł za
biurkiem – Przecież adoptowanie dziecka to nie kupowanie kota w worku. Ala ma
rację, będziecie mogli obejrzeć kartoteki tych maluchów, poznać ich sytuację
rodzinną. Nie możesz do tego podchodzić jak do transakcji kupna – sprzedaży –
pouczał go – To jest istota ludzka, która potrzebuje miłości i odrobiny
poczucia bezpieczeństwa od dwojga rodziców – czuje oko Jivana zauważyło zmianę
w wyrazie twarzy Kellera. Z nastawionego negatywnie zaczęło przybierać bardziej
przychylny – Przecież jesteście w stanie zapewnić temu dziecku wszystko to,
czego potrzebuje.
- Może macie rację… - myślał Maks
- Na pewno ją mamy – poprawił go przyjaciel, po czym dodał –
Na twoim miejscu zacząłbym szukać ośrodków adopcyjnych – nie zdążył dokończyć,
bo Keller pospiesznie wybiegł z jego gabinetu – czym prędzej.
***
- Ala – zwrócił się do niej na progu drzwi, ręce, które
aktualnie trzymały rączki szafki opuściła i delikatnie zwróciła się w jego
stronę. Podszedł do niej szybkim krokiem, zgarnął jej dłonie w swoje, podstawił
pod swoje usta i zaczął składać na nich nieśmiałe pocałunki – Aluś – powtórzył
– Przepraszam, przepraszam, że nie starałem się cię zrozumieć, ale teraz już
wszystko wiem – spojrzała na niego ze łzami w oczach, w jego tęczówkach malował
się ból – Kochanie, wybacz mi, że tak cię skrzywdziłem. Nie to ci obiecywałem,
proszę powiedz coś – błagał. A ona nie była w stanie wykrztusić z siebie słowa.
Zarzuciła mi ręce na kark, wtuliła się w niego jak mała, bezbronna dziewczynka
i roniła łzy. Przytulił ją z całych sił, choć nie dała mu słownego znaku, że mu
wybacza, to ten gest wyrażał o wiele więcej niż mógłby chcieć – Nie płacz, już
teraz wszystko będzie dobrze – głaskał ją po głowie. Nie wiedzieli jak długo
stali w tej kuchni, w swoim ramionach, ale było im tak dobrze i tak błogo, że
chcieli trwać w tym jak najdłużej.
***
Rano zanim Alicja jeszcze się obudziła, zadzwonił do Leona,
prosząc o dzień wolnego dla siebie i żony. Jasiński wiedząc, co dzieje się w
życiu jego dzieci, nie potrafił odmówić, a nawet zaproponował, żeby wzięli
dłuższy urlop, jednak Maks miał nadzieję, że jeden dzień im wystarczy, a
obydwoje stawią się w czwartek normalnie na dyżurze. A skoro już wstał to
postanowił coś upichcić. „- W końcu dobry dzień musi zacząć się od pysznego
śniadania” – pomyślał i zszedł na dół do kuchni.
***
Przewróciła się na drugi bok, a przez otwarte drzwi do
sypialni swobodnie przepływały zapachy: świeżo parzonej kawy, smażonych
naleśników, dżemu malinowego robionego przez panią Sabinkę, który na dodatek
był jej ulubionym. Przeciągnęła się jak kotka i postanowiła, że pójdzie
sprawdzić na jakim etapie pracy jest Maks.
- Wstalaś? – zapytał, gdy weszła do kuchni
- Obudziły mnie smakowite zapachy – powiedziała siadając
przy stole, jednocześnie pokazując, że czeka na talerz pełen smakołyków. Keller
spojrzał na nią zdziwiony – No co? – zapytała lekko oburzona – Głodna jestem.
- Przecież ja nic nie mówię – zaśmiał się i w geście
obronnym podniósł ręce do góry. Za chwilkę przez nią pojawił się kubek z
parującą kawą, a na spienionym mleku Maks narysował serduszko. Ali szkoda było
psuć takiego arcydzieła, ale pokusa zamoczenia ust w jej ulubionym napoju była
jednak większa. Za chwilę do kawy, dołączył talerz pełen naleśników, a także
dżemy, krem czekoladowy, a nawet bita śmietana i bakalie. Na końcu do stołu
dosiadł sam mistrz. Z radością patrzył na swoją żonę, która pochłaniała jednego
naleśnika za drugim. Widział, że wstała dzisiaj z dobrym humorem, z resztą, kto
nie byłby w humorze skoro takie zapachy wypełniają cały dom, więc nie chciał
tego psuć, jednak musiał zamknąć pewien etap w ich życiu, tak, aby zacząć nowy,
lepszy.
- Aluś – zwrócił się do niej, a ona z pełną buzią i ustami
ubrudzonymi dżemem zwróciła się do niego – Zadzwoniłem dzisiaj do ojca i
poprosiłem o wolne dla nas, bo chciałbym cię dzisiaj zabrać w dwa miejsca.
- Jakie? – tylko tyle mogła wypowiedzieć. Maks ucałował jej
słodkie wargi .
- Dowiesz się jak tam dojedziemy – wyjaśnił tajemniczo.
Już się przestraszyłam, że to prawdziwy rozwód.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następną część :)
OdpowiedzUsuńale mnie wystraszyłaś z tym rozwodem... :D świetne, czekam na więcej :D
OdpowiedzUsuń