niedziela, 28 czerwca 2015

Ciocia, z którą mieszka jego tatuś (XIX)


Znowu długo mnie nie było. Za długo! I znowu jestem. Pojawiam się. I znikam. I znowu się pojawiam. Taki już chyba mój urok. Po prostu nie potrafię pisać systematycznie. Piszę, kiedy „czuję”, i wiem, oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że to niezbyt fajnie, wobec was, osób, które tu nadal zaglądają. Ale chyba inaczej nie potrafię? I zupełnie nic nie jestem w stanie obiecać. Ale jedno wiem na pewno... Rzadziej, albo częściej... Ale będzie się tu coś pojawiało. Bo to taka moja Ala, mój Maks. Sentyment mam, no. I raczej szybko mi to nie mnie, pomimo tego, że serial daawno się już skończył :)


***

Kiedy kilka godzin później przekraczaliśmy próg mieszkania, nie potrafiliśmy oderwać od siebie rozpalonych dłoni i spragnionych ust. Maks, nie przerywając namiętnego pocałunku, rzucił niedbale kluczyki od samochodu na komodę, objął mnie mocno w pasie i przypierając do drzwi, zaczął tworzyć ścieżkę pocałunków na mojej szyi. Jego dłonie szybko powędrowały pod bluzkę, którą miałam na sobie, równie szybko mnie jej pozbawiając. Nie pozostawałam mu dłużna. Kiedy wrócił pocałunkami do moich ust, moje dłonie pośpiesznie rozprawiały się z guziczkami jego koszuli, a kiedy zsunęłam ją z jego ramion, oderwałam się od jego ust, chcąc wyszeptać mu coś do ucha. Jednak kiedy tylko pochyliłam się w jego stronę, w mig odczytał moje zamiary i uniósł mnie lekko do góry. Oplotłam nogami jego pas, a on ruszył prosto do sypialni... Ten wieczór, jak i noc, upłynęły nam pod znakiem namiętności i czułości, których w tym momencie tak bardzo potrzebowałam... I choć rozsądek podpowiadał, że być może rozmowa byłaby w tym momencie lepszym rozwiązaniem, wewnętrznie nie czułam się na siłach przerabiać tego z Maksem. Co mógł zrobić? Musiałam poradzić sobie sama, z sobą i własnymi myślami. Najbardziej potrzebowałam po prostu jego obecności, jego miłości... Bo przecież rzeczywistości i tak nie mogłam zmienić.
Kocha mnie. To najważniejsze. Z nim i jego miłością dam sobie radę. Nawet jeśli chwil słabości nie będzie mało...

***

Kilka dni później... 
 
- No dobra, Odra wyszedł... - Matysik usiadła obok mnie, na kanapie. - Chodź do kuchni. Zrobimy sałatkę i pogadamy.
- Okej – uśmiechnęłam się, podążając za nią do tak doskonale znanego mi pomieszczenia.
- Nic nie zmieniałam, więc wiesz co gdzie jest. Pokroisz ananasa? - skinęła w kierunku szafki.
- Jasne – zabrałam wszystko, co było mi potrzebne i usiadłam przy stole. Chwilę później pojawił się obok mnie kieliszek wina, a Sylwia z drugą deską i porcją owoców usiadła po przeciwnej stronie.
- Jak wam się układa? - spytałam, zerkając na nią kątem oka.
- Jak z Ordą – roześmiała się – Ale chyba powoli wyprowadzam go na ludzi...
- A trzeba? - zawtórowałam jej.
- … - pokiwała głową ze śmiechem, zatapiając usta w bordowym trunku – Ty mi lepiej powiedz, jak u was. Już dawno miałyśmy pogadać...
- Dobrze. Olga w szpitalu, Maks robi jej zakupy, zagląda do niej, chodzi do Piotra...
- A między wami?
- W sumie... - zamyśliłam się, sięgając po kieliszek – Nie mogę narzekać. Gdyby nie to, że wiem, że do niej chodzi, że niedługo pojawi się Kuba... Zupełnie nie czułabym, że jesteśmy w takiej nietypowej sytuacji. Olga w tym momencie nie jest bardzo absorbująca. Maks bardzo się stara... Jest kochany, czuły... No i praktycznie nie spędza czasu z Olgą, bo nie ma takiej potrzeby.
- Ale niedługo będzie. Pojawi się Kuba...
- No właśnie. Chyba obydwoje coraz bardziej czujemy, że to już, za chwilę... Że wszystko się zmieni.
- Na pewno sporo. Czujesz się na to przygotowana?
- … - wzruszyłam ramionami – Niby rozmawiamy o tym, niby wszystkiego jesteśmy świadomi. Ale mam wrażenie, że tak naprawdę wszystko okaże się dopiero, kiedy mały się urodzi. Momentami... Przeraża mnie to wszystko. Niczego nie można przewidzieć... Możemy sobie dużo wyobrażać. Ale przecież żadne z nas nie było jeszcze w takiej sytuacji. Trochę... się boję?
- I nie ma w tym nic dziwnego. Chyba bym ci nie uwierzyła, gdybyś powiedziała, że się nie boisz.
- Ufam Maksowi, wiem, że będzie się starał... Ale to nie będzie łatwe... Ani dla niego, ani dla mnie... A w tym momencie niewiele możemy zrobić – westchnęłam, opierając się wygodniej na krześle. - Jakiś czas temu... - zaczęłam po chwili, urywając.
- Noo?
- Maks powiedział mi, że chce mieć ze mną dziecko – spojrzałam na Matysik, nie była zaskoczona. - Że teraz... - dodałam.
- Teraz? - uniosła brwi.
- Mhm. Powiedziałam mu, że nie chcę, nie zdążyłam wytłumaczyć, bo Olga wylądowała w szpitalu. Dopowiedział sobie sam. Zrozumiał, że w ogóle nie chcę mieć z nim dziecka...
- Chcesz, tylko nie teraz? - uśmiechnęła się lekko.
- … - skinęłam głową – A wiesz co? Teraz, jak tak o tym wszystkim myślę, jak dociera do mnie, że lada moment pojawi się Kuba, że Maksa będę miała mniej... Przechodzi mi przez myśl, że może byłoby mi łatwiej, gdyby...
- Możliwe. Miałabyś się na czym skupić. Ale...
- No właśnie, ale... To nie byłoby dobre rozwiązanie. Chcę dziecka, ale nie chcę w ten sposób. Nie chcę, żeby miało... wypełnić mi czas, czy cokolwiek ułatwić. Zresztą... Pewnie by nie ułatwiło. Byłoby mi jeszcze trudniej, bez Maksa. Powiedziałam mu, że chcę dla naszego dziecka lepszego momentu.
- I całkowicie cię rozumiem.
- A ja mam trochę wyrzutów sumienia. Nie powinno się tak... Boję się, że może... Może będziemy mieli problemy? Że może nam się nie uda...
- Ala! Przestań gadać głupoty. Niby dlaczego? Bo chciałaś dla swojego dziecka innego czasu? Lepszego? Zwariowałaś.
- … - wzruszyłam ramionami. - W każdym razie. Nie teraz...
- Ale chciałabyś... - uśmiechnęła się lekko.
- Gdyby sytuacja była inna... - kąciki moich ust powędrowały ku górze.
- Już sobie wyobrażam takiego waszego maluszka... Takie geny...
- … - roześmiałam się. - Proszę cię!
- No co? Ma co i po kim dziedziczyć! Daj, doleję ci...
- … - podałam jej swój kieliszek – Ostatnio coraz częściej zastanawiam się, jak będzie wyglądała moja relacja z Kubą? Bo jakaś będzie... Kim ja dla niego będę? Nie potrafię sobie tego wyobrazić...
- Ciocią?
- Która mieszka z jego tatusiem?
- … - westchnęła.
- Widzisz, jak to brzmi?
- Ala, przestań... Ja wiem, że to nigdy nie będzie do końca normalna sytuacja. Ale... To też nie będzie tak, jak się z pozoru wydaje. Kuba od samego początku będzie przyzwyczajony do tego, że jest jak jest. To dla niego będzie normalne. On nie będzie czuł, że jest dziwnie, że jest nie tak...
- Nie będzie czuł, że zabieram mu ojca?

*** 

Sentyment, sentymentem, ale tak długie przerwy w pisaniu nie służą jakości. Dlatego przepraszam za to, jaka jest ta część. Ale muszę się rozkręcić. Mam nadzieję, że niedługo wyjdę na prostą! Wybaczcie! :)

PS A gdyby ktoś z was, podobnie jak i ja, był człowiekiem sentymentalnym i jeszcze w dodatku miał sentyment do Magdy M. to nieśmiało zapraszam - KLIK

Pozdrawiam! :)

10 komentarzy:

  1. Za co Ty Mała przepraszasz?! Jest pięęęknie!! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest!! I proszę się ze starszym (i w tej sprawie mądrzejszym) nie kłócić. :*

      Usuń
  2. Najważniejsze, że ciągle piszesz. Jest cudownie i z niecierpliwością czekam na kolejne części! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo się ciesze, że wróciłas! !! A co do części jest taka cudowna jak pozostałe!;)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak dobrze, że chociaż ktoś jeszcze pisze ;)
    A opowiadanie niesamowite!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. już nie mogę doczekać się kolejnej części,
    piszesz świetnie

    OdpowiedzUsuń
  6. KIEDY KOLEJNA CZĘŚĆ SUPER OPOWIADANIA

    OdpowiedzUsuń
  7. No i się doczekałam ;)
    Dziękuję Ci bardzo!! :D
    Czekam na kolejną część!
    Już nie mogę się doczekać! :D
    Jesteś ŚWIETNA!! ;)

    OdpowiedzUsuń