czwartek, 12 marca 2015

Nie chcesz mieć ze mną dziecka (XVI)


Ktoś pod poprzednią częścią prosił, by kolejna była szybko.
Jestem dziś dobrą wróżką i spełniam to życzenie ;)



Nie dane mi było powiedzieć do końca, co mam na myśli, ani wyjaśnić sensu moich słów. Urwałam, słysząc dźwięk telefonu Maksa, dochodzący z jego kieszeni. Od razu odwrócił swoje spojrzenie od moich oczu i sięgnął po telefon. Kiedy odbierał, jeszcze na moment nasze spojrzenia się skrzyżowały. Tego, co poczułam, widząc tak ogromne rozczarowanie w jego oczach, nie są w stanie opisać żadne słowa. W moich oczach zaiskrzyły się łzy, które starałam się pokonać, zajmując dłonie i wzrok przeglądaniem kolejnych ubranek, co jednak tylko potęgowało natłok myśli i uczucia, jakby na kształt wyrzutów sumienia. Ale... przecież to wszystko nie tak.
Jakby zza ściany docierały do mnie słowa Maksa. Dopiero kiedy z jego ust padło, pełne zdenerwowania polecenie: Wezwij karetkę, spojrzałam w jego stronę, już zupełnie oderwana od swoich myśli.
- Co się stało? - popatrzyłam na niego, kiedy rozłączył się, chowając telefon.
- Olga chyba rodzi... - odparł, patrząc na mnie zdezorientowany. - To za wcześnie... Nie wiem...
- Kazałeś jej wezwać karetkę, tak? Zadzwoń do szpitala... I jedź tam prosto. Na pewno dotrą do niej szybciej, niż ty. Stąd to całe miasto do przejechania... - mówiłam spokojnie, widząc, jak bardzo się denerwuje. - Maks... - położyłam dłoń na jego ramieniu. - Jedź. Wszystko będzie dobrze. A później... porozmawiamy?
- … - skinął w moją stronę, przez ułamek sekundy patrząc mi w oczy. Szybko musnął mój policzek i niemalże wybiegł ze sklepu.
Przez chwilę stałam, w zupełnym bezruchu, a mój wzrok mimowolnie powędrował w kierunku koszyka, zostawionego przez Maksa. Na jego dnie leżały body, wybrane dla Kuby. I różowe. Te, za pomocą których, przed chwilą powiedział mi, że chce mieć ze mną dziecko. Walcząc ze łzami wyjęłam je z koszyka i odłożyłam na półkę, pogładziłam delikatnie materiał, uśmiechając się do siebie, jakby na przekór łzom, płynącym po moich policzkach. Odchodząc w kierunku innego działu, jeszcze raz powiodłam wzrokiem w kierunku różowego ubranka...
Odpędziłam od siebie wszystkie myśli, które przez ostatnią chwilę nagromadziły się w mojej głowie i przecierając chusteczką oczy, podeszłam do kasy. Sklep był ostatnim miejscem, na tego typu rozmowy, czy przemyślenia. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, otulić kocem i móc pozwolić sobie na chwilę słabości, która w tym momencie aż domagała się możliwości uzewnętrznienia.
Wróciłam do mieszkania, od razu ostawiając na komodę kolorową torebeczkę z zakupami dla Kuby, a z całą resztą kierując się do kuchni i do sypialni. Odzieżowe zakupy zostawiłam na łóżku, zajmując się najpierw częścią spożywczą. Rozpakowanie i poukładanie wszystkiego zajęło mi ponad kwadrans. W międzyczasie wstawiłam wodę na kawę. I w końcu z kubkiem gorącej kawy usiadłam w salonie, od razu sięgając po koc. Otuliłam się nim, a mój wzrok powędrował w kierunku ściany, na której wisiały zdjęcia. Maksa, moje, nasze wspólne... Było jeszcze sporo miejsca, na kolejne ramki. Zapewne już niedługo wśród nich pojawi się pierwsze zdjęcie syna Maksa.
Być może już jest na świecie? Chociaż lepiej, żeby jeszcze poczekał. Ciąża Olgi od początku nie przebiegała najlepiej, do porodu został jeszcze ponad miesiąc. Nawet jeśli maluch urodzi się już teraz, jako wcześniak, Piotr na pewno będzie w stanie odpowiednio się nim zaopiekować i wszystko będzie dobrze. Ale przecież ten ostatni miesiąc nie jest taki zupełnie obojętny, wręcz przeciwnie, jest ważny dla dziecka...
Westchnęłam, upijając łyk gorącego napoju. Miałam nadzieję, że ten alarm okaże się jednak przedwczesny.
W tym samym momencie rozdzwonił się mój telefon. Wstałam, od razu sięgając do torebki.
- Cześć Sylwia – uśmiechnęłam się, odbierając połączenie.
- No hej, co z Olgą? - spytała, a gdzieś w oddali usłyszałam dźwięk klaksonu samochodowego. - Jak jeździsz palancie...
- Sylwia, gdzie Ty jesteś?
- Do domu idę. Prawie by mnie coś przejechało... Ale mniejsza. Olga rodzi?
- Nie wiem. Podobno tak. Zadzwoniła do Maksa. Miała wezwać karetkę.
- I wezwała. Przywieźli ją do nas. Widziałam Maksa, strasznie spanikowany. Ale nic nie wiem...
- Ja też nie – westchnęłam. - Maks się nie odzywał.
- Ile jej jeszcze zostało do planowanego?
- Ponad miesiąc. Prawie 6 tygodni w sumie...
- Sporo...
- Mam nadzieję, że to jednak przedwczesny alarm. Sylwia?
- Hm?
- Masz jakieś plany na wieczór?
- Chętnie bym do ciebie wpadła, ale niestety przyjechała do nas matka Daniela. Jeszcze się z nią nie widziałam. I wiesz... Pomyśli, że jej nie lubię, czy coś.
- A to wcale nie prawda – uśmiechnęłam się pod nosem. - No dobra...
- Ale może spotkamy się jutro?
- Mam dyżur...
- Po jutrze?
- Jeszcze się umówimy? Chyba muszę z kimś pogadać...
- Naprawdę?! - zawołała, ze wszystkich sił potęgując w swoim głosie zdziwienie i niedowierzanie.
- Naprawdę, i mówię poważnie – dodałam, słysząc jej rozbawienie.
- Wiem, wiem. Po prostu nadal jestem w szoku, że tak zamknięty w sobie człowiek, jakim byłaś jakiś czas temu, tak bardzo może się zmienić. Może uda mi się dzisiaj wyrwać, później?
- Nie, nie. Umówimy się...
- Dobra. Daj znać, co z Olgą. I trzymaj się, pa!
- Pa

Schowałam telefon do kieszeni, uprzednio sprawdzając jeszcze, czy aby na pewno Maks nie próbował się do mnie dodzwonić. Jednak nic na to nie wskazywało... Wróciłam na kanapę, otulając dłonią kubek z kawą.
Automatycznie przed moimi oczami stanął obraz Maksa, z różowymi bodami przyłożonymi do piersi. Uśmiechnęłam się do siebie, przytulając głowę do oparcia kanapy. Wyglądał tak rozkosznie...
Od kiedy tylko okazało się, że Maks będzie miał dziecko z Olgą, bałam się. Bałam się rozstania. Bałam się, że przestanę się dla niego liczyć. Bałam się utraty jego miłości... Ale z tym już sobie poradziliśmy. Było rozstanie, był powrót. Silniejszy, mocniejszy, pewniejszy. Nasz związek jest teraz zbudowany na pewniejszych fundamentach. Nie boję się utraty uczucia, bo wiem, że mnie kocha. Ale pozostał jeszcze jeden rodzaj strachu, niepewności...
Krótko po ślubie rozmawialiśmy o dzieciach. Nie były to żadne poważne decyzje, ani konkretne plany. Wiedzieliśmy jedynie, że oboje ich pragniemy. Odkąd na jaw wyszła ciąża Olgi, we mnie zaczęła kiełkować także niepewność odnośnie dziecka. Bałam się, że Maks nie będzie już chciał mieć go ze mną. Że Kuba w zupełności mu wystarczy...
Nie czułam się na siłach, poruszać z nim tego tematu. Lęk przed tym, co mogę usłyszeć, kompletnie odbierał mi moc. Za dużo się działo, obydwoje żyliśmy ze świadomością, że nasze życie się zmienia i musimy nauczyć się z tym radzić. Odkładałam tę rozmowę, mając w głębi duszy nadzieję, że w pewnym momencie wyjdzie ona ze strony Maksa... I mimo wszystko, będzie dla mnie pozytywnym zaskoczeniem.
Doczekałam się. I to w takim momencie, w którym zupełnie się tego nie spodziewałam. Marzyłam o takiej deklaracji z jego strony... A jednocześnie było coś, co podyktowało taką, a nie inną odpowiedź.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Od razu poderwałam się z miejsca, ruszając w ich kierunku.
- I jak? - spytałam, przyglądając się, jak odwiesza kurtkę i zdejmuje buty.
- Piotr próbuje zatrzymać akcję porodową. Mówi, że powinno być dobrze...
- Będzie! - weszłam mu w zdanie, starając się uśmiechnąć. Podszedł do mnie, i obejmując w pasie, wtulił się w moje ciało.
- Przez moment myślałem...
- Maks, nawet tak nie mów. Wszystko się dobrze skończy. Olga i dziecko są w najlepszych rękach. - mówiłam, pozwalając mu się do siebie przytulić.
- … - odsunął się ode mnie po chwili – Przyjechałem się tylko przebrać. Za godzinę zaczynam dyżur.
- Mam go wziąć za ciebie? Może lepiej, żebyś...
- Nie. Nie ma sensu. Piotr mówi, że w niczym im nie pomogę. A i Olga twierdzi, że moje stanie nad nią, tylko bardziej ją denerwuje. Więc... Spróbuję zająć się pracą. Zresztą dyżur zapowiada się spokojnie.
- Ale w razie czego, wiesz, że możesz zadzwonić w każdej chwili...
- Wiem – uśmiechnął się do mnie, a jego wzrok powędrował w kierunku kolorowej torebki stojącej na komodzie.
- … - powiodłam wzrokiem za jego spojrzeniem – Kupiłam te body, które wybrałeś. Dla Kuby. Różowe odłożyłam.
- … - zdjął moje dłonie ze swojego pasa, uciekając wzrokiem – Bo nie chcesz mieć ze mną dziecka – powiedział, mijając mnie i kierując się prosto do sypialni.


7 komentarzy:

  1. Jak dobrze, że napisałaś już kolejną część. Akurat dzisiaj kiedy nie mam najlepszego humoru dodałaś coś, co aż chce się czytać. Bardzo Ci dziękuję i czekam na kolejną część! ;)
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo, że się podoba! :) I dziękuję za opinię.
      Również pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. Cudowna!!! Fajnie że napisałaś kolejną.

    OdpowiedzUsuń
  3. Skoro spełniłaś moje życzenie raz, to może spełnisz je raz jeszcze? :) Szybka kontynuacja jest wskazana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może uda mi się dokończyć i opublikować kolejną część w weekend. Raczej w niedzielę. :)
      Taka ze mnie dobra wróżka :D

      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Zgadzam się z natychmiastową kontynuacją :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy możemy spodziewać się kontynuacji? :)

    OdpowiedzUsuń