niedziela, 8 marca 2015

Czyli teraz tylko śpioszki, butelki, gryzaki... (xv)

Bardzo, baaaardzo się cieszę, że jesteście!:)
Jestem i ja. Co prawda nadal nieregularnie, ale staram się, jak mogę!:)




W sobotę obydwoje mieliśmy wolne. Maks co prawda szedł na nocny dyżur, ale to dopiero za kilka długich godzin. Godzin, które w znacznej części postanowiliśmy spędzić w domu, tylko we dwoje. Długo wylegiwaliśmy się w łóżku, nadrabiając zaległości. W ciągu ostatnich kilku dni mało mieliśmy takich chwil dla siebie. Maks bardzo dużo czasu spędzał z Olgą, remontując pokoik, który przygotowywała dla Malucha. Kilka dni temu Olga gorzej się poczuła, wylądowała na dodatkowych badaniach u Piotra i z zaleceniem solidnego odpoczynku wróciła do mieszkania. Co wiązało się z tym, że Maks co drugi dzień, po pracy robił zakupy i wpadał z nimi do Rojko.
Dlatego też każdą chwilę, jaką tylko mógł, starał się poświęcać mi, okazując mi na każdym kroku maksimum czułości i miłości. Widziałam to i doceniałam z całego serca. Chociaż momentami było strasznie trudno i samotne powroty do domu, podczas gdy Maks jechał do Olgi, często wpędzały mnie w melancholijny nastrój. Zawsze wtedy powtarzałam sobie, że przecież wiedziałam, na co się pisze. I choć zdarzały się bardzo trudne momenty, w takich chwilach, jak ta obecnie, kiedy leżałam w ramionach Maksa, czując jego dłoń, delikatnie i spokojnie wodzącą po moich nagich plecach, czułam się najszczęśliwsza na świecie. W tym momencie Maks był tylko mój, tylko dla mnie.. Obydwoje chłonęliśmy te momenty ze zdwojoną siłą, zdając sobie sprawę, że jest ich w naszym życiu zdecydowanie za mało. Ale może właśnie dlatego tak bardzo potrafiliśmy je docenić. On tak bardzo się starał, tyle razy mi dziękował, choć przekonywałam, że nie musi tego robić. Wiele razy powtarzał, że w głębi duszy do końca życia będzie dziękował za to, że mnie spotkał, za to, że pomimo wszystko, zdecydowałam się z nim być. A ja była mu tak bardzo wdzięczna, że pomimo sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, Maks potrafi sprawić, że czuję się kochana najbardziej, jak to tylko możliwe, że są chwile, w których nie liczy się nic dookoła, tylko ja. Ja i on. I to było największym ukojeniem, dla mojego serca, które od czasu, do czasu łapało gorsze momenty...
Poród Olgi zbliżał się wielkimi krokami. Obydwoje wiedzieliśmy, że to dopiero pojawienie się tego malca na świecie, tak naprawdę zmieni nasze życie. W głębi wierzyliśmy jednak, że nawet ten tak ważny moment, nie zmieni nic między nami. Bo przecież mieliśmy już okazję zdać sobie sprawę z tego, jak silne uczucie nas łączy.
- Kochanie? - przeciągnęłam się, podnosząc delikatnie głowę ku górze. Tak, że mogłam swobodnie spojrzeć mu w oczy.
- Wiesz, że nasza lodówka świeci pustkami?
- Wiem – westchnął, przesuwając dłonią wzdłuż mojego ramienia – Ledwo udało mi się wyczarować śniadanie – skinął w kierunku tacy, na której znajdowały się resztki po zjedzonym jakiś czas temu posiłku.
- Musimy zrobić zakupy – stwierdziłam, krzywiąc się lekko.
- Skoczę do sklepu później, hm? - przesunął dłoń w kierunku mojego kręgosłupa, zsuwając ją, jego śladem, coraz niżej.
- Ale ja myślałam o takich większych zakupach? - kąciki moich ust powędrowały ku górze, kiedy zawiedziony spojrzał mi w oczy.
- Większych? - jęknął niezadowolony, nie przerywając jednak wędrówki swojej dłoni, do której dołączyła druga i w ciągu ułamków sekund obie znalazły się na moich pośladkach.
- … - uśmiechnęłam się, nie odrywając wzroku od jego oczu, w których, jak na zawołanie zaczęły skakać wesołe iskierki. - Co robisz? - spytałam, prowokacyjnie przygryzając dolną wargę.
- … - w odpowiedzi uniósł lekko głowę i mocniej przyciągając mnie do siebie, przywarł ustami do mojej szyi. - Odwodzę Cię od tego pomysłu – roześmiał się, przerywając sobie jedynie na chwilę.
- Ale ja mówiłam poważnie, Maaks... - przesunęłam dłonie w kierunku jego włosów.
- No dobra, no... - oderwał się od mojej szyi i spojrzał w oczy. - Pójdziemy na zakupy.
- Teraz? - uśmiechnęłam się, obserwując, jak powoli zbliża swoje usta do moich ust.
- Teraz nie. Teraz będziemy się kochać – odparł, zupełnie poważnie, zerkając mi prosto w oczy.
- A... Aha – roześmiałam się, przyjmując pocałunek z jego strony i od razu odwzajemniając pieszczotę.
><
W galerii handlowej znaleźliśmy się dopiero kilka godzin później, wędrówkę po sklepach zaczynając od zjedzenia obiadu w jednej z restauracji.
- To gdzie najpierw? - spytał, splatając swoją dłoń z moją dłonią.
- Tam – skinęłam w kierunku mojego ulubionego sklepu z odzieżą. Westchnął, mrucząc coś pod nosem, jednak bez większych protestów podążył za mną.

Kilka minut później zaszyłam się w przymierzalni, wraz z dwoma parami spodni, sweterkiem i bluzeczką. Maks miał cierpliwie czekać, aż go poproszę. Cierpliwie, w jego wykonaniu wyglądało tak, że zaglądał co chwilę, śmiejąc się pod nosem. Zdziwiłam się, kiedy w którymś momencie zorientowałam się, że przez dłuższą chwilę nie zagląda do kabiny. Poprawiłam bluzeczkę, którą przymierzałam i wychyliłam się.
- Maks? - rozejrzałam się w pobliżu, jednak nigdzie go nie było. Dopiero po chwili zauważyłam, jak zmierza w moją stronę dumnym krokiem, wyraźnie zadowolony niosąc coś w ręce.
- Zobacz co mam – z szerokim uśmiechem zaprezentował mi komplet... raczej skąpej bielizny.
- … - pokręciłam głową z rozbawieniem, przyglądając się jej bliżej.
- Fajny komplecik, co? - szepnął mi na ucho, pochylając się w moją stronę.
- … - uśmiechnęłam się, delikatnie odsuwając go od siebie. Wzięłam go od niego i spojrzałam na rozmiar. Kąciki moich ust uniosły się ku górze, wybrał idealnie.
- Mierzymy? - spytał z iskierkami w oczach.
- Zwariowałeś – roześmiałam się.
- Dlaczego? Nie podoba Ci się? Mogę wybrać inny... Ale ten...
- Ładny – weszłam mu w zdanie. - Bierzemy.
- Bez mierzenia?!
- Ty zboczeńcu! Chodziło Ci o mierzenie, tak? - z trudem powstrzymywałam śmiech, starając się zachować powagę.
- Nie! - odparł od razu. - Znaczy nie tylko... - dodał po chwili, znacznie ciszej.
- Świntuch! - pokręciłam głową, przyglądając się mu uważnie. - Ale wiesz co? - wyciągnęłam rękę w jego stronę, kładąc ją na jego torsie. - Bierzemy. A mierzyć... - uśmiechnęłam się, zerkając mu w oczy, które w tym samym momencie rozbłysły wesoło. - Będziemy w domu – wyszeptałam, obserwując jego reakcję.
- Aa... Rozmiar? - spytał po chwili, jakby upewniając się, że nie żartuję.
- Dobrałeś idealnie – uśmiechnęłam się, unosząc brwi. - Jak ta bluzka?
><
- Możemy wracać... Chyba wszystko już mamy. Chociaż wiesz co? Tak się zastanawiam nad tamtą błękitną koszulą. Przydałaby ci się... A z drugiej strony z twoim podejściem do koszul. No... sama nie wiem... Maks? - wydając z siebie słowotok, w końcu spojrzałam na niego. Szedł tuż przy mnie, trzymając mnie za rękę, a w drugiej dłoni niosąc nasze zakupy, ale najwyraźniej w ogóle mnie nie słuchał, skoro w ogóle się nie odzywał. Utwierdziłam się w tym, zerkając na niego i zauważając, że uparcie patrzy w jednym, konkretnym kierunku. Powiodłam wzrokiem za jego spojrzeniem...
- Maks? Chcesz tam wejść? - mocniej pociągnęłam go za dłoń, co w końcu poskutkowało.
- Hm? - spojrzał na mnie, jakby dopiero co przywrócony na ziemię.
- Pytałam, czy wchodzimy? - skinęłam w kierunku sklepu z artykułami dla niemowląt, od wystawy którego, Maks przez chwilą nie odrywał wzroku.
><

Kiedy przekroczyliśmy próg tego dziecięcego królestwa, Maks, jakby upewniając się, że na pewno wiem, co robię i tego chcę, uparcie zerkał w moją stronę. Kiedy nasze spojrzenia spotkały się, posłałam mu szeroki uśmiech, co najwyraźniej odczytał jako potwierdzenie, bo puścił moją rękę i ruszył w stronę przedziału z zabawkami. Powędrowałam za nim, z rozbawieniem przyglądając się modelowi auta na pilota, które trzymał już w dłoniach.
- Super, co? - spojrzał w moją stronę.
- Kochanie... Kuba pobawi się tym, najwcześniej za dwa-trzy lata, wiesz? Takie maluszki...
- Przecież wieem... - pokręcił głową, odkładając zabawkę. - Ale fajny, nie?
- Fajny – roześmiałam się, zauważając jakim tęsknym spojrzeniem obdarzył auto, oddalając się w stronę innych działów.
- Czyli teraz tylko śpioszki, butelki, gryzaki...
- Nawet jeszcze nie gryzaki – poprawiłam go, zatrzymując się razem z nim, przy regale z niemowlęcymi ubrankami. - Body, na przykład.
- Body... - wziął do ręki jedno z ubranek i uśmiechnął się do siebie. Wrzucił do trzymanego przeze mnie koszyczka dwie pary, błękitne i zielone, we wzorki z autami. Po czym przystąpił do przeglądania kolejnych.
- Maks... - odezwałam się cicho, zauważając, że w jego dłoniach znalazły się rozczulająco różowe body, z jeszcze bardziej rozczulającym napisem: Księżniczka tatusia.
- … - w ogóle nie zareagował, dalej przyglądając się ubranku.
- Kochanie... Wydaje mi się, że Kuba nie byłby zbyt szczęśliwy, gdybyś założył mu różowe body. Nawet jeśli są piękne...
- Piękne, nie? - spojrzał w moją stronę, z takim szerokim, a jednocześnie tajemniczym uśmiechem.
- … - przytaknęłam skinieniem głowy, nie odrywając wzroku od jego wesołych tęczówek. - Ale nie dla Kuby.
- Nie dla Kuby – powtórzył za mną, podchodząc do mnie bliżej. - Dla naszego dziecka.
- Maks? - spojrzałam na niego uważniej.
- Chciałbym... Chcę mieć z Tobą dziecko - podszedł jeszcze bliżej, przykładając sobie do torsu maleńkie, różowe body. - Księżniczkę... Małą wersję Ciebie. - uśmiechnął się, jedną ręką wskazując na napis na ubranku. - Co Ty na to? - uśmiechnął się jeszcze szerzej.
A ja... spuściłam wzrok.
- Maks... Ja... Nie chcę... - niepewnie spojrzałam mu w oczy, od razu zauważając w nich niedowierzanie, rozczarowanie i ból. 


 

4 komentarze:

  1. Nie wierzę, że przerwałaś w takim momencie. Notka jak zwykle cudna i poproszę szynko o kolejną, bo jestem Ciekawa jak Alicja skończy to swoje zdanie zaczynające się od "Nie chcę".

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne jak zawsze. Z niecierpliwością czekam na kolejną!

    OdpowiedzUsuń
  3. Karo! LOV! ♥ ♥ ♥ ♥
    Nie marudź więcej! Jest idealnie! Widzę to! :D

    OdpowiedzUsuń