sobota, 21 lutego 2015

Początki będą trudne, ale do wszystkiego można się przyzwyczaić (XIV)

 Dawno mnie nie było. Znowu. Ech, ten czas... Szczerze mówiąc, zastanawiałam się, czy jest sens wracać tu, jakby nie było po któreś już z rzędu, ogromnej przerwie. A poza tym, jak wiadomo, świat Alicji i Maksa to już przeszłość. Serial się skończył już jakiś czas temu, wątku nie ma jeszcze dłużej. No i wykruszył się "ten świat". Czy ktoś w nim jeszcze pozostał? Zastanawiając się tak i przeglądając bloga spojrzałam sobie na wyświetlenia... Liczba ciągle rośnie, czyli ktoś tu jednak zagląda :) A jak zagląda, to wracam...

Co do opowiadania też miałam wątpliwości. Pisać, piszę... Ale jak to ja, kilka różnych rzeczy. I jakoś tak... Zgubiłam się w tym opowiadaniu, które jest tu publikowane. Zastanawiałam się, czy go nie "porzucić", czy nie wrócić do tego poprzedniego... Albo czy nie zacząć tu publikacji jeszcze innego. Zrobiłby się jeszcze większy bałagan... No i doszłam do wniosku, że skończę to, co jest. A później pomyślę. To nie będzie już chyba długie. Ale będzie miało jeszcze kilka części. Żeby było o czymś, a nie takim... Niczym :D

Kolejna część...

Wspólnie z Beatą przygotowałyśmy coś do jedzenia i z zamiarem zaczekania na tatę, usiadłyśmy w salonie z kubkami gorącej herbaty. Beata bez słowa wpatrywała się we mnie, coraz intensywniej.
- No zapytaj wreszcie! - uśmiechnęłam się, łapiąc jej spojrzenie.
- To Ty mów! Od zmysłów odchodziłam, wiesz?
- Dlaczego? - udałam, że nie wiem o co chodzi, chcąc się z nią jeszcze trochę podroczyć.
- Jeszcze pyta dlaczego... - z niedowierzaniem pokręciła głową. - Cieszę się, że zostałaś, że wróciliście do siebie z Maksem... Naprawdę – uśmiechnęła się, wstając z fotela i przysiadając na kanapie, tuż obok mnie. - Tylko trochę się o ciebie boję... - dodała, zerkając na mnie ostrożnie.
- Też się boję... - odparłam niemalże szeptem, opierając głowę na ramieniu Beaty. - Ale bardziej go kocham.
- … - oparła swoją głowę, o moją, wzdychając cicho. - Wiem, widzę. On Ciebie też kocha...
- Wiem – uśmiechnęłam się do siebie. - Te kilka dni... Spędziliśmy zupełnie sami. Dużo nam to dało...
- Wyjaśniliście sobie wszystko?
- Mhm. Sytuacji nie zmienimy. Maks będzie miał dziecko z Olgą. To się nie zmieni.
- Ale to ciebie kocha.
- … - uśmiechnęłam się do siebie, milknąc na chwilę. Było mi tak dobrze z tą pewnością, z tym brakiem wątpienia w jego uczucie. - Jakoś sobie to wszystko poukładamy. Będzie jej pomagał. Musi. Na przykład teraz... Pojechał szukać jej mieszkania.
- … - popatrzyła na mnie, doskonale wyczytując z moich oczu, że nie jest i nie będzie mi z tym wszystkim łatwo. - Jej będzie pomagał, ale to z Tobą będzie układał sobie życie.
- Mam nadzieje, że Olga też to zrozumie...
- Zrozumie, w końcu na pewno. Przecież chodzi o dobro dziecka...
- Właśnie... Jeszcze momentami się zastanawiam, wiesz? Czy dobrze robię... Boję się, jak będzie, gdy ono się urodzi. Ojciec powinien być przy dziecku. A nie tylko je odwiedzać...
- Oczywiście, że powinien. Ale... To nie jest zupełnie normalna sytuacja. I ja wiem, że chciałaś poświęcić swoje szczęście, dla dobra tego malucha... Ale to by nic nie dało. Wiesz przecież...
- Wieem... - opuszkami palców, starłam szybko łzy, które jakby mimowolnie pojawiły się w moich oczach.
- Będziecie po prostu mieli taką... Niestandardową rodzinę – oparła głowę na moim ramieniu. - Taką... Trochę inną, ale to nie znaczy, że mniej szczęśliwą. Popatrz na nas... Ty wychowałaś się bez ojca. Ja... praktycznie bez matki. A na koniec okazało się jeszcze, że jesteśmy siostrami. I co? Oczywiście, było momenty, kiedy było źle... Ale czy nie byłyśmy szczęśliwe? Czy nie mamy cudownych wspomnień z dzieciństwa? Czułyśmy się mniej kochane? A to dziecko będzie miało oboje rodziców. Oddzielnie, ale szczęśliwych. Olga też sobie z czasem ułoży życie... I wszystko się poukłada.
- Jaką ja mam mądrą siostrę... - odezwałam się cicho, opierając swoją głowę na jej, a ona roześmiała się, klepiąc mnie lekko w udo.
- Nie wiedziałaś?

- Oo, moje kochane córeczki! - ni stąd ni zowąd w salonie pojawił się Leon, witając nas szerokim uśmiechem. Od razu do nas podszedł i musnął w czoła, wywołując śmiech z naszej strony.
- Czekamy na ciebie z jedzeniem...
- Zrobiłyście kolacje? - uśmiechnął się, kierując się z nami w stronę kuchni. - Jak pięknie pachnie. A gdzie Maks?

Przy kolacji nie obyło się oczywiście od kilku ojcowskich pytań. Jednak Leon, na szczęście, nie był nad wyraz dociekliwy, a wręcz wyrozumiały. I kochany, tak po prostu. Zjedliśmy, a później posiedzieliśmy w salonie, rozmawiając na najróżniejsze tematy. Dość późnym wieczorem dołączył do nas Maks. I choć widziałam po nim zmęczenie, daliśmy się namówić ojcu na jeszcze chwilę spędzonego wspólnie czasu. Maks opowiedział o mieszkaniu, które dla Olgi wybrał i o kolejnej rozmowie z nią. Choć nie był przekonany, czy powinien, był u niej i jeszcze raz spróbował z nią porozmawiać, pokazując zdjęcia mieszkania i umowę najmu. Był spokojniejszy. Udało mu się z nią normalnie porozmawiać.

Trzy miesiące później...

- Kochanie, już jestem – głos Maksa rozbrzmiał po całym salonie, a już po chwili poczułam jego dłonie, oplatające mnie w pasie i czuły pocałunek na swoim policzku. Zamieszałam jeszcze raz sos i odwróciłam się w jego stronę, nasze spojrzenia spotkały się na kilka sekund, zanim Maks zamknął mi usta czułym pocałunkiem.
- Cześć – uśmiechnęłam się, kiedy oderwał się od moich ust. - I jak?
- W porządku – uśmiechnął się, niepewnie zerkając w moje oczy, jego tęczówki aż błyszczały, a kąciki ust, jakby mimowolnie unosiły się ku górze.
- W porządku? - spytałam, przyglądając mu się uważniej. Ewidentnie chciał pociągnąć temat, jednak... nie był pewien. - Maks?
- Będę... Chłopak będzie.
- Chłopiec... - uśmiechnęłam się delikatnie, na chwilę opierając głowę o jego ramię – Będziesz miał syna... - wyszeptałam, czując jednocześnie, jak obejmuje mnie w pasie i mocno przytula do siebie. Milczał przez chwilę, w końcu jednak musnął moje włosy i odsunął mnie lekko od siebie.
- W porządku? - spojrzał mi w oczy, a ja przywołałam na twarz uśmiech, wyplątując się z jego objęć.
- Tak. Muszę tylko... - minęłam go, odwracając się jednak po chwili w jego stronę. - Przejdę się, ok? Za moment wrócę - dodałam, widząc niepewność w jego oczach.
- … - spuścił wzrok, cofając się o krok i opierając o szafki.
- Maks... - westchnęłam, podchodząc do niego z powrotem. - Wszystko jest... dobrze. Potrzebuję tylko chwili czasu. Powietrze... Dobrze mi zrobi. Cieszę się, że... Tylko...
- Tylko to nie jest proste, wiem – w końcu spojrzał mi w oczy i złapał za obie dłonie.
- Dla nas obu – wyszeptałam, obejmując jego szyję i wtulając się w jego ciało. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że w tej naszej sytuacji, nie tylko mnie jest ciężko, ale też i jemu. - Kocham Cię.
- Ja Ciebie też.
- Za godzinę jestem z powrotem – musnęłam delikatnie jego usta, po czym zabierając z sobą jedynie bluzę, wyszłam z mieszkania.

Wiedziałam, że odprowadził mnie wzrokiem do samego wyjścia z mieszkania. Moje zapewnienia, że jest w porządku, z całą pewnością go nie uspokoiły. Takie sytuacje nie zdarzały się często, jednak... Miewały miejsce i jakoś... żadne z nas nie potrafiło do nich przywyknąć. Niby wszystko układało się dobrze. Odkąd Olga wyszła ze szpitala i zamieszkała w nowym mieszkaniu, moja styczność z nią polegała jedynie na tym, że rozmawiałam o niej z Maksem. O niej, o dziecku... Miałam świadomość, że oboje istnieją i istnieć będą. Pogodziłam się z tym, zaakceptowałam. Nauczyliśmy się żyć z Maksem od nowa, na nowych warunkach, przygotowując się do tego, że nasze życie będzie nieco inne, niż sobie wyobrażaliśmy... ale z tą samą miłością. I było naprawdę dobrze. Zdarzały się jednak i zdarzać będą takie chwile, jak dziś... Radość w oczach Maksa z tego, że będzie miał syna... Tak bardzo ujęła mnie za serce, tak bardzo wzruszyła... A jednocześnie rozerwała wewnętrznie na kawałki. Spodziewałam się, że dziś w końcu uda im się dowiedzieć płci, przygotowywałam... Miałam sporo czasu na oswojenie. Mimo wszystko jednak uczucia wzięły górę nad rozsądkiem.
Naprawdę nie chciałam pokazać mu, jak bardzo mi źle, jak przykro I tak o tym wiedział. Miał prawo się cieszyć i nie chciałam odbierać mu tej radości. Już i tak dość był wewnętrznie rozdarty. Nie trudno było mi zauważyć, jak waha się, nie wie, czy podzielić się tą radością ze mną. A przecież zależy mi na tym, by wszystkie te emocje przeżywał ze mną, nie obok. Jego szczerość, otwartość i to, że dzieli się ze mną wszystkim, tak wiele dla mnie znaczy.
Usiadłam na jednej z ławek w parku, ukrywając twarz w dłoniach. Nawet nie zorientowałam się kiedy z moich oczu popłynęły łzy, poczułam je dopiero, przykładając dłonie do policzków. Maks będzie miał syna.... Pewnie będzie podobny do niego. Pewnie... - pokręciłam głową, karcąc samą siebie, a jednocześnie nie potrafiąc zapanować nad swoją reakcją. Przecież już to wszystko analizowałam... Przecież nie ważne, czy będzie miał syna, czy córkę... Bolałoby pewnie tak samo. Po prostu... Będzie miał swoje pierwsze dziecko, Z INNĄ KOBIETĄ...

Przez łzy uśmiechnęłam się do siebie, oczyma wyobraźni widząc na miejscu mężczyzny grającego nieopodal w piłkę z małych chłopcem, Maksa i jego syna.
Jego syna... Dziecko, do którego istnienia już się przecież przyzwyczaiłam... Stawało się coraz bardziej realne. Na świecie miało pojawić się już za moment. I choć od momentu, w którym zaakceptowałam tę sytuację minęło już sporo czasu, dotarło do mnie, że jeszcze nie raz, nie dwa... Będę musiała niejako przechodzić to wszystko od nowa. Będzie jeszcze nie jeden moment taki, jak ten...

Ale przecież mimo wszystko... warto.

Wróciłam, już od progu czując piękny zapach. No tak, mogłam się tego domyślić... Maks dokończył moje gotowanie. W kuchni czekał na mnie pięknie przygotowany stół.
- Maks? - rozejrzałam się po pomieszczeniu, zaglądając po chwili do salonu. - Tu jesteś... - uśmiechnęłam się, zauważając, że siedzi na kanapie z lampką wina.
- … - posłał mi uśmiech, wyciągając dłoń w moją stronę.
- … - bez słowa podeszłam i już po chwili siedziałam w jego ramionach. - Lepiej? - spytał cicho, muskając moje włosy.
- Lepiej, przepraszam... - podniosłam głowę, zerkając w jego oczy.
- … - pokręcił przecząco głową, wpatrując się w moje oczy. - Nie przepraszaj. Masz prawo... do łez... - przejechał opuszkami palców po moich policzkach. - Cholernie mi z tym źle, że muszę ci na nie pozwalać... - westchnął.
- Kiedyś... Kiedyś to minie – uśmiechnęłam się delikatnie, muskając jego policzek. - Początki będą trudne. Ale do wszystkiego można się przyzwyczaić – wtuliłam się w jego ciało, a on przytulił mnie do siebie jeszcze mocniej.
- Nalać ci wina, czy idziemy zjeść?
- A możemy za chwilę?
- Możemy – uśmiechnął się. Odsunął mnie lekko od siebie i wstał po drugi kieliszek. Wypełnił go winem, wręczając mi i siadając z powrotem. Ponownie wtuliłam się w jego ciało, zatapiając usta w bordowym napoju. - Wybraliście jakieś imię?
- Kuba. 

 

7 komentarzy:

  1. Przerwa rzeczywiście długa, ale z wprawy nie wyszłaś. Notka cudna i czekam na kolejną. Oby jak najszybciej. Cudowne opisane odczucia Alicji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się że wróciłaś.
    Pisz dalej to opowiadanie a potem wróć do poprzedniego.

    OdpowiedzUsuń
  3. <3 czekalam na te chwile dlugo i dziekuje ze sie doczekalam i moge podziwiac twoj talent pisarski ��

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak fajnie, że wróciłas!!! A notka jak zwykle cudowna!

    OdpowiedzUsuń
  5. super że wróciłaś, fajnie byłoby jak już teksty ukazywałyby się regularnie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetna część :-) cieszę się że nadal pojawiają się opowiadania o Ali i Maksie, mam ogromny sentyment do tego serialu :-) Z niecierpliwością czekam na kolejne części i życzę dużo weny i wolnego czasu :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Super, że wróciłaś!!!!
    Myślałam, że już o tym blogu zapomniaaś... Jesteś świetna!!!
    Dzięki wielkie! ;)

    OdpowiedzUsuń