niedziela, 21 września 2014

Sentyment do buraka (X)


 - Byłeś tutaj kiedyś? - spytałam, nie odrywając wzroku od jego postaci, krzątającej się przy kuchennych szafkach. Od kilku minut siedziałam wygodnie na krześle, przyglądając się Maksowi, który przygotowywał swoje popisowe danie. Ten widok sprawił, że poczułam się, jakbyśmy nigdy się nie rozstawali. Od zawsze uwielbiałam obserwować Maksa w kuchni, zachwycała mnie swoboda jego ruchów i ta pasja, z którą przygotowywał każde danie, pomimo tego, że przecież nie zajmował się tym zawodowo.
- Kilka razy. To domek przyjaciółki mojej mamy. - wyjaśnił, na moment odwracając się w moją stronę. - Na studiach często tu bywałem. - dodał po chwili, nie kryjąc uśmiechu.
- No tak... - roześmiałam się, a moja wyobraźnia sama nasunęła mi przed oczy obraz studenckich imprez, organizowanych w tym domku i Maksa z tamtych czasów. - Może Ci jakoś pomogę, hmm? - wstałam, powoli kierując się w jego stronę. Stanęłam tuż za placami Maksa, zaglądając mu przez ramię.
- Prawie kończę. - odparł, odwracając twarz lekko w bok, w moją stronę.
- Mhm... - oplotłam dłońmi jego pas, wtulając się w jego plecy. - O wszystkim pomyślałeś... Nie mam pojęcia kiedy zrobiłeś zakupy.
- Czary. - roześmiał się, rozprawiając się ostatecznie z przyprawami. - Pół godziny w piekarniku i możemy jeść. Głodna? - zdjął moje ręce ze swojego pasa i odwrócił się do mnie przodem.
- Troszeczkę. - zmarszczyłam nos, wtulając się w jego tors. Przygarnął mnie do siebie jeszcze bliżej i na moment wtulił twarz w moje włosy, muskając je lekko.
- Idź do salonu, hm? Wstawię to do piekarnika i za chwilę do Ciebie przyjdę.
 
><

- Rozumiem, że jemy też tutaj? - przerwał panującą w pomieszczeniu ciszę. Siedzieliśmy na kanapie, naprzeciwko kominka, wtuleni w siebie. Ja z głową opartą o tors Maksa i dłonią, obejmującą jego pas, on przytulając mnie do siebie, wodził dłonią po moim ramieniu. Obydwoje byliśmy kompletnie oczarowani tym miejscem. Właśnie tego było nam teraz potrzeba. Ciszy, spokoju, siebie. Wszystko wskazywało na to, że te dni, spędzone tutaj, pozwolą nam odbudować to, co ostatnich kilka tygodni między nami zniszczyło. Poczucie bezpieczeństwa, zaufania i pewności, że kochamy i jesteśmy kochani.
- Mhm. - odparłam, podnosząc lekko głowę. - Pomóc Ci?
- Poradzę sobie. - uśmiechnął się.
Odprowadziłam go wzrokiem, a kąciki moich ust znacząco unosiły się ku górze. Zdążył założyć na siebie bokserki i t-shirt, który był jednym z moich ulubionych. Kiedy zniknął z zasięgu mojego wzroku, oparłam głowę wygodnie o kanapę i wróciłam spojrzeniem do wesoło skaczących płomyków w kominku. W tym samym momencie uzmysłowiłam sobie, że przecież nie powiadomiłam nikogo o naszym wyjeździe. Ojciec, Beata, Sylwia... żadne z nich nic nie wiedziało. A w dodatku nawet nie pamiętałam, gdzie zostawiłam telefon, nie mówiąc o tym, że w ogóle nie sprawdzałam, czy któreś z nich nie próbowało się ze mną kontaktować. Wstałam, rozglądając się dookoła. Zlokalizowałam swoją torebkę na jednej z komód i podeszłam do niej, od razu wygrzebując komórkę. Pusto.
- Hmm? - Maks, spojrzał na mnie kątem oka, niosąc naszą kolację.
- Sprawdzam czy nikt nie dzwonił. I wychodzi na to, że nikt. - z komórką w ręce wróciłam na kanapę. - Muszę później zadzwonić do ojca i napisać do dziewczyn, że nie będzie mnie przez kilka dni.
- Nie musisz. Rozmawiałem z Leonem. Wszystko wie i obiecał przekazać Beacie. - uśmiechnął się, siadając obok mnie. - A telefon możesz schować. Tu i tak nie ma zasięgu. 
   
><

- Czyli rozumiem, że jestem tutaj zdana tylko na Ciebie tak? - spytałam, jakiś czas później, próbują ukryć wkradający się w to pytanie uśmiech. Leżałam na kanapie, a Maks siedział z kieliszkiem wina na puchowym dywanie, opierając się plecami o kanapę i pozwalając mi gładzić swoje włosy.
- Na to wychodzi. - odparł, udając smutek w głosie. - Zero telefonów, zero maili. Internetu też tutaj nie ma. No i nikt nas nie odwiedzi.
- Nie podałeś nikomu adresu? - roześmiałam się, przesuwając palcami po jego karku.
-Wolałem nie ryzykować, jeszcze Beata wpadłaby na plotki, czy coś.
- ...- pokręciłam głową z rozbawieniem. - Wariat.
- Burak. - odwrócił głowę w moją stronę z szerokim uśmiechem - Mam do niego sentyment, wiesz?
- Do buraka? - roześmiałam się, przekręcając na bok i poprawiając pasek szlafroka.
- … - przytaknął skinieniem głowy, a później sam się roześmiał. - Jak będziemy zmieniać mieszkanie, musimy koniecznie pamiętać o kominku. - stwierdził z powagą, odwracając się z powrotem w stronę kominka i opierając o kanapę.
- Będziemy zmieniać mieszkanie? - uśmiechnęłam się do siebie, wracając dłonią do gładzenia jego karku.
- A nie będziemy? - przechylił lekko głowę, dając mi do zrozumienia, żebym nie przerywała tych delikatnych pieszczot.
- Lubię Twoje mieszkanie.
- Nasze. - wtrącił, a kąciki moich ust powędrowały jeszcze wyżej. Przytaknęłam, sama do siebie, po czym podniosłam się i usiadłam, opuszczając nogi po obu stronach jego ramion. Pochyliłam się nad nim i musnęłam delikatnie jego policzek.
- Mm... Podoba mi się... - wyszeptał, kiedy powtórzyłam to jeszcze kilka razy. W końcu odwrócił delikatnie głowę, bez problemu odnajdując moje usta. W ten delikatny i subtelny pocałunek z chwili na chwilę wdzierało się coraz więcej namiętności. W pewnym momencie oderwał się od moich ust.
- Chodź tu... - pociągnął mnie za rękę, ściągając na swoje kolana. Usiadłam na jego udach, od razu zaplatając dłonie wokół jego szyi. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, rozkoszując się tym intensywnym ciepłem, emanującym z naszych tęczówek i tak doskonale znanymi nam iskierkami. Nie przerywając spojrzenia, Maks zbliżył się do mojej twarzy, tak, że na swoich wargach czułam jego oddech. W końcu kilka razy musnął delikatnie moje usta, jakby czekając na odpowiedź. Odwzajemniłam pieszczotę, czując przez pocałunek, jak się uśmiecha. Żadne z nas niczego nie przyspieszało, przez dłuższą chwilę w zupełności wystarczały nam te delikatne, a zarazem pełne czułości, spokojne, powolne pocałunki. Chwilę później Maks zaczął błądzić dłońmi po moich plecach, przyciągając mnie do siebie tak blisko, jak tylko się dało, a w łączący nas pocałunek, z każdą sekundą, wdzierało się coraz więcej namiętności i pożądania. Odpowiadając na każdą pieszczotę jego ust, powoli zsunęłam dłonie wzdłuż jego ramion, wsuwając je ostatecznie pod koszulkę, którą miał na sobie. Oderwałam się na moment od jego warg, obdarzając go czułym, rozmarzonym uśmiechem, kiedy pod swoimi dłońmi poczułam ciepło i aksamit jego skóry. Szybko wrócił do moich ust, od razu zatapiając się w nich zdecydowanie i zachłannie. Jednocześnie oderwał swoje dłonie od mojego ciała i pomógł mi uporać się z własną koszulką, przerywając pocałunek tylko na konieczną sekundę, gdy t-shirt przeciągał przez głowę. Kiedy już mogłam cieszyć się bezpośrednim dostępem do jego ciała, gładziłam jego plecy i kark, czując jak jego dłonie rozpracowują sznureczek szlafroka, który był jedyną częścią garderoby, jaką miałam na sobie. Rozwiązał go i wsuwając dłonie pod niego, przeniósł pocałunki na moją szyję, gładził plecy, jakby od nowa poznając moje ciało, tworzył ścieżkę pełnych żaru pocałunków w kierunku mojego dekoltu. Gęsia skórka, która z każdym dotykiem jego ust i dłoni coraz silniej pokrywała moje ciało, powodowała szeroki uśmiech na jego twarzy, co nie trudno było mi wyczuć. Dotarł do moich piersi, zatrzymując się przy nich na chwilę i wywołując kilka przyjemnych dreszczy, przeszywających całe moje ciało, aż końcu wrócił pocałunkami do moich ust.
- Chodźmy do łóżka, hmm? - wyszeptał, między łapczywymi pocałunkami. Zsunął dłonie niżej i mocno łapiąc mnie za pośladki zaczął się powoli podnosić.
- Mhm... - zaplotłam mu dłonie wokół szyi, odrywając się od jego ust w celu zaczerpnięcia powietrza. Łapiąc oddech pochyliłam się w kierunku jego skroni i szyi, składając na nich kilka pocałunków.
Z niemałym trudem podniósł się z podłogi, unosząc mnie w swoich ramionach i skierował się prosto na schody, których pokonanie, przerywane zachłannymi pocałunkami, zajęło nam sporo czasu. W końcu postawił mnie na nogach, tuż przy skraju łóżka. Patrząc mi prosto w oczy, z tym cudownym żarem i iskierkami, które w nich kochałam, pochylił się w kierunku mojej szyi, składając na niej pocałunki. Zsunął z moich ramion szlafrok, po czym położył mnie na łóżku, przykrywając zaraz ciężarem swojego ciała. Zamknął mi usta namiętnym pocałunkiem, rozpoczynając wędrówkę swoich stęsknionych dłoni, po moim ciele. Moje ręce nie pozostawały mu dłużne, błądząc po jego plecach i karku, nie pozwalały mu odsunąć się ode mnie nawet na centymetr. W błyskawicznym tempie, z moją pomocą, pozbył się bokserek, które cisnął gdzieś w kąt pokoju. A wtedy nic nie stało już na przeszkodzie zjednoczeniu naszych ciał, w rytm miłości, prowadzący do cudownego spełnienia.



7 komentarzy:

  1. nawet nie wiesz, jak to miło jest kończyć ten weekend czytaniem takiego opowiadania :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Serial upada, a Ty ciągle trzymasz poziom! :)
    Zaglądam tu dość często z myślą, że coś nowego się pojawiło :)
    Świetne jest to opowiadanie! ;)
    Tradycyjnie czekam na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Opowiadanko z rana jak śmietana :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy coś nowego się pojawi? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech! Prawdę powiedziawszy, nie mam teraz nawet chwili czasu, żeby pomyśleć o opowiadaniu. Rok akademicki rozpoczął się u mnie... z pełnym rozmachem. Ale spróbuję wygospodarować dziś chwilkę, jutro chwilkę. Może uda mi się choć króciutką część napisać. Będę się starała! ;)
      Pozdrawiam! ;)

      Usuń
  5. Jakoś, coś, kiedyś?
    Wierny Bąbelek czeka na kolejną część opowiadania, choć sam ma bardzo mało czasu

    OdpowiedzUsuń