niedziela, 17 sierpnia 2014

Niespodziewany gość - EPILOG


Cześć Kochani!
Dziś przychodzę do Was z niecodziennym nastawieniem. Nie będę się rozpisywać... Po prostu przeczytajcie, co napisała do Was Chocolatte:

Drodzy Czytelnicy!
Jeśli dotrwaliście do tego miejsca, to musicie wiedzieć, że to już koniec. Koniec tej opowieści, mojej przygody z pisaniem o Ali i Maksie. Dziękuję przede wszystkim Kori za to, że mogłam zaistnieć również na Twoim blogu. Za recenzję każdego fragmentu, który Ci przesyłałam przed publikacją – dziękuję! Czuję, że porwałam się motyką na słońce poruszając temat poronienia, adopcji w tym opowiadaniu. Szczerze mówiąc spodziewałam się lepszego przyjęcia, pomyliłam się. Podjęłam się trudnego tematu, wzięłam ryzyko na swoje barki, nie udźwignęłam go do końca. Wypaliłam się. No cóż, zdarza się każdemu. Miałam jeszcze napisać o adopcji, dużo się tego naszukałam, czytałam często po nocach, jak powinno się to prawidłowo odbyć. Nawet jadąc razem z Kori do Warszawy powiedziałam do niej „Wiesz, miałam wizję. Widziałam fragment swojego opowiadania, w którym Adaś pierwszy raz zwraca się do Maksa – „tato”.” Nie opisałam tego. Było też kilka innych pomysłów na dalszy ciąg. Być może kiedyś jeszcze usiądę i coś napiszę. Może komuś podeślę, aby sprawdził, czy nie zapomniałam jak powinno się pisać, jednak teraz przyszedł czas powiedzieć sobie STOP. Mam jeszcze jedno opowiadanie skończone, a 5 rozpoczętych. Może kiedyś wróci mi ochota na dokończenie ich.
Dziękuję wszystkim, którzy czytali to opowiadanie. Dziękuję za każdy komentarz, bo nie tylko licznik pokazujący ilość wejść na bloga informował mnie, że ktoś czyta moje wypociny. A tym, którzy dotrwali do końca, zapraszam na ostatnią już część – epilog.



- No, podnieś brodę do góry – Adaś złożył dłonie na brzuchu – Bo ci przytnę skórę i będzie bolało – chłopiec za namową ojca podniósł w końcu głowę.
- Skarbie, a co ty taki nie w humorze dzisiaj jesteś – zapytała Ala syna zakładając mu czapkę. Zima w tym roku była wyjątkowo sroga, mróz nie odpuszczał, a codzienne, kolejne porcje nowego śniegu powodowały, że trzeba było zaprzyjaźnić się łopatą, żeby rano wydostać się z domu. Dzisiaj na szczęście pierwszy raz od dawna nie padało, więc bez żadnych przeszkód mogli się wybrać do szpitala, jednak nadal termometr za oknem wskazywał niski poziom rtęci, zatrzymując się gdzieś blisko -15* Celsjusza, więc ciepłe wierzchnie okrycie były obowiązkowe.
- Bo nie chcę nigdzie jechać – powiedział – Wolałbym zostać w domu
- Ale dlaczego? – Maks ponownie ukucnął przy nim – Nie chcesz zobaczyć swojego braciszka albo siostrzyczki? – w oczach dziecka pojawiły się łzy, ale chcąc być twardym pokiwał tylko głową. Alicja szybko znalazła się przy mężu i zaczęła wycierać policzki syna.
- Heeej, nie płacz. Co się stało? – zapytała przytulając chłopca
- Boję się – powiedział płaczliwym głosem
- Czego? – obydwoje zapytali zdziwionym głosem
- Że jak urodzi się – pokazał palcem na brzuch Alicji, nie mógł wymówić słowa „dziecko” tym bardziej „brat” czy „siostra” – To wy przestaniecie mnie kochać, bo ja nie do końca jestem wasz – spuścił głowę. Rodzice wymienili między sobą spojrzenia
- Adaś, skąd w ogóle ci to do głowy przyszło? – złapała go za podbródek, żeby spojrzał na nich
- Kolega mi tak w klasie powiedział
- I ty słuchasz takich kłamstw? – zapytał Maks, a on tylko pokiwał głową
- Skarbie, jesteś naszym kochanym synkiem i nikt i nic tego nie zmieni. Zawsze będziemy cię kochać, gdyby tak nie było nie wzięlibyśmy cię do siebie – przytuliła go
- Naprawdę? – zapytał z nadzieją w głosie
- Oczywiście głuptasie – Maks pieszczotliwie potargał jego czapkę, tak, że opadła mu na oczy
- Tato! – przywrócił go do porządku
- Moi drodzy panowie, jeśli zaraz nie wyjdziemy to spóźnimy się, a wujek Piotr będzie się denerwował – zaczęła Alicja – Wychodzimy! 

*** 

- Gotowi? – zapytał doktor Wanat, gdy zauważył ich trójkę na korytarzu, wszyscy zgodnie pokazali, że tak, więc zaprosił ich do swojego gabinetu. Alicja od razu położyła się łóżku, a Maks pomógł jej podnieść bluzkę, pod którą ukrywał się zaokrąglony brzuch. Adaś zaciekawiony monitorem podszedł bliżej lekarza. Zimny żel dotknął jej skóry, a Piotr przyłożył głowicę aparatu ultrasonograficznego. Wszystkie pary oczu skierowane były teraz na zmieniający się czarno-biały obraz.
- I co? Widzisz coś? – zapytała Alicja, głowy jej mężczyzn przeszkadzały jej w dostrzeżeniu monitora
- Dwie rączki, dwie nóżki? – zadał pytanie Keller, a doktor Wanat odwrócił się w ich kierunku z uśmiechem na twarzy. On już wiedział.
- Nieee – odparł z lekkim znakiem zapytania w głosie
- Jak to? – oburzył się od razu Maks – Może trzeba było poprosić Magdę – zaczął wątpić w jego umiejętności
- Widzę dwie pary nóżek i cztery rączki – odparł z radością
- Co?! – przyszli rodzice chórem zawołali
- Bliźniaki, będziecie mieli bliźniaki – wytłumaczył im. Alicja przyłożyła dłoń do czoła, nie spodziewała się tego. Nawet w najskrytszych marzeniach nie wyobrażała sobie, że jeszcze kiedykolwiek będzie miała biologiczne dziecko. A dwójka?! Jak ona sobie poradzi? Z jednym dałaby radę, ale z dwojgiem? Chyba się przesłyszała.
- Powiedziałeś bliźniaki? – zapytała, żeby się upewnić. Piotr roześmiał się, jeszcze takiego niedowierzania w przyszłych rodzicach nie widział.
- Tak, za 5 miesięcy urodzisz zarówno syna i córkę. Moje gratulacje! – ciężko im było uwierzyć w swoje szczęście. Keller popatrzył na żonę, ich oczy wyrażały dokładnie to samo: niewyobrażalną radość i bezgraniczną miłość. Starł z jej brzucha resztki żelu, przysiadł się bliżej i schował jej dłonie w swoje, a złote obrączki błyszczały jak ich oczy.
- A to jest rączka czy nóżka? – zapytał dumny straszy brał pokazując palcem na monitorze. Piotr nie chcąc przeszkadzać im w tej intymnej chwili, zaczął tłumaczyć Adasiowi, co widzi. 

*** 

Po wysłuchaniu zaleceń odnośnie dalszej pielęgnacji ciąży, udali się do gabinetu ordynatora chirurgii. Chcieli podzielić się tą wiadomością z resztą rodziny. Poprzednim razem zwlekali z poinformowaniem najbliższych, ale teraz nie mogli się powstrzymać. Zadzwonili jeszcze po Beatę, Sylwię i Jivana, którzy akurat mieli dyżur. Adaś śmiało zapukał w drzwi prowadzące do gabinetu dziadka. Po krótkim „proszę” z uśmiechami na twarzy weszli do pokoju.
- Tato – zaczęła Alicja – Będą bliźniaki!
- Córeczko – rozpostarł szeroko ramiona, w których ona się schowała – Maks, moje gratulacje! Nawet nie wiecie jak się cieszę – uścisnął dłoń zięcia – A ty, starszy bracie jak się czujesz? – zapytał Adasia i poczochrał mu włosy
- Dobrze – odparł z uśmiechem – Będę mógł pomagać mamie i tacie – dodał z dumą
- No tak, bycie starszym bratem do tego zobowiązuje – kąciki ust Leona uniosły się ku górze, a drzwi gabinetu otworzyły się i do środka weszli ich przyjaciele, a widząc szerokie uśmiechy na twarzach Kellerów wiedzieli, że mają dobre wiadomości do przekazania. Maks westchnął, ale Adaś był zdecydowanie szybszy i z radością oznajmił:
- Będę miał braciszka i siostrzyczkę – a później zarówno Alicja jak i jej mąż tonęli w morzu uścisków i pocałunków. 

*** 

Leżała w łóżku razem z synem i czytała mu bajkę na dobranoc. Adaś ułożył swoją głowę w zagłębieniu między jej ramieniem, a bokiem ciała i uważnie słuchał. Drzwi do jego pokoju były otwarte, Maks zauważył palące się światło i ruszył w tamtym kierunku. Zobaczył jak jego już cztery największe skarby leżą na jednym łóżku. Stanął w drzwiach i oparł się o framugę obserwując ich i uśmiechając się szeroko. Mały potarł oczka i zauważył ojca.
- Tato! Chodź do nas, zmieścisz się – zawołał. Maks wolnym krokiem zaczął się do nich zbliżać. Alicja zamknęła książkę, a Keller przysiadł na łóżku po jej stronie i delikatnie podwinął jej bluzeczkę, a ich oczom ukazała się słodka wypukłość.
- Cześć bliźniaki – powiedział pochylając się nad brzuchem i całując go, wywołując przy tym łaskotki u żony – To ja wasz tata, przyszedłem powiedzieć „dobranoc”, mam nadzieję, że jeszcze nie śpicie – Alicja położyła dłoń na dłoni męża
- Chyba się spóźniłeś, obydwoje śpią – powiedziała z czułością
- One naprawdę nas słyszą? – zapytał zdzwiony Adaś. Przecież mama miała jeszcze mały brzuch, a na zdjęciach to on ledwo widział te małe ciałka, więc dzieci nie mogły mieć jeszcze uszu! Więc na pewno jeszcze nie słyszały, co się do nich mówi.
- Oczywiście, że tak – powiedział Maks – Zobaczysz jak już się urodzą i zaczną mówić to powiedzą nam, że wszystko słyszały. Jak chcesz to też możesz – zachęcał go. Adaś trochę przestraszony przyłożył dłoń do brzucha mamy. Był ciepły i taki mięciutki. Uśmiechnął się i spojrzał na rodziców.
- Cześć – nieśmiało zaczął – Nazywam się Adam Keller i jestem waszym starszym bratem – duma go rozpierała, a Alicja za sprawą jego słów i szalejących w jej krwi hormonów zaczęła płakać. Maks szybko ujął jej twarz w swoje dłonie
- Kochanie, co się stało? – zapytał z czułością
- Mamo, coś zrobiłem źle? – zaraz zaczął martwić się jej syn.
- Nie, to tylko wzruszenie – powiedziała wycierając stróżki spływające po jej policzkach – Po prostu mam wszystko o czym od zawsze marzyłam.
Gdyby ktoś jeszcze pół roku temu powiedział im, że będą mieli biologiczne dziecko na pewno by w to nie uwierzyli, a dwójkę? Piotr nie dawał im praktycznie żadnych szans, ale w medycynie są miejsca na cuda. W życiu dzieją się cuda – codziennie, te małe i te duże. W ich życiu dzięki miłości, prawdziwej miłości, która połączyła ich serca, każdy dzień był takim cudem. A dzieci, które rosły pod jej sercem były wynikiem głębokiego uczucia, które pojawia się pomiędzy dwójką przeznaczonych sobie ludzi. Starali się nie myśleć o przeszłości, skupiali się na tym, co jest teraz i z nadzieją spoglądali w przyszłość. Modląc się, aby każdy kolejny dzień był kolejnym cudem. Chociażby za sprawą, że spędzą go razem; czy to w parku, w domu, czy na zakupach – razem, już w piątkę, na zawsze.


Teraz mogę jeszcze napisać kilka słów odnośnie tytułu dla dociekliwych. To opowiadanie długo go nie miało. Dopiero Kori wpadła na genialny pomysł – „Niespodziewany gość”! Jednak w trakcie pisania wpadłam na pomysł, aby obdarować Kellerów bliźniakami, a opowiadanie zaczęłyśmy publikować, więc nie można było uaktualnić na „Niespodziewani goście”. Zagadka rozwiązana! Tym gościem nie jest Adaś, adoptowany syn Kellerów, lecz ich biologiczne dzieci.



I co ja mogę dodać? Z ciężkim sercem przyjęłam do wiadomości, że ciągu dalszego nie będzie. Strasznie mi przykro z tego powodu, bo wiesz, Chocolatte, jak bardzo cenię sobie Twoją twórczość. I nigdy nie będę miała jej dość. Ale oczywiście rozumiem. Niemniej jednak wiesz, że... Zawsze czekam ;) I pamiętaj, co mi obiecałaś!
Chciałabym podziękować Ci za to, że mogłam publikować tutaj to opowiadanie. To była przeogromna przyjemność! ;) Znasz moją opinię na jego temat, wiesz, że uważam, że świetnie poradziłaś sobie z wątkami, których się tutaj podjęłaś. Ala i Maks w Twoim wykonaniu skradli moje serce. Skradł je też Adaś ;) no i nienarodzone bliźniaki również! To było/jest cudowne opowiadanie i możesz być z niego dumna! Jeszcze raz dziękuję. ;)

2 komentarze:

  1. To było na prawdę świetne opowiadanie i myślę, że czasem wprowadzenie trudnych tematów takich jak poronienie jest potrzebne po to aby potem zakończenie wydawało się bardziej szczęśliwe :D szkoda, że nie będziesz już pisać :( ale i tak dziękuje Ci za wszystkie cudowne opowiadania :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Od początku wiedziałam że tak się skonczy , wlasnie przez tytul przeczuwalam ze beda miec dziecko ale myslalam ze beda chcieli zadoptowac Adasia okaze sie ze ala jest w ciazy i nie beda mogli go zadoptowac. Ale i tak opowiadanie skonczylo sie niepiej niz przypuszczalam ogolem opowiadanie jest super :)

    OdpowiedzUsuń