środa, 13 sierpnia 2014

Niespodziewany gość - część 18




Znowu była dłuższa przerwa, przepraszam! W ramach rekompensaty dzisiaj dłuższa część. ;) Na kolejną nie będę kazała Wam tak długo czekać! ;)
Pozdrawiam! ;)




Objęci przekroczyli próg domu dziecka i od razu przywitał ich widok zniecierpliwionej dyrektorki. Wyglądała tak jakby tylko na nich czekała.

- Proszę państwa, zapraszam – pokazała dłonią otwarte drzwi – Wszyscy już czekają. Kellerowie spojrzeli na siebie z przerażeniem – obydwoje myśleli, że będzie to czysto formalne spotkanie z samą dyrektorką. Z lekką obawą udali się w kierunku wskazanym przez kobietę. W jej gabinecie siedział już ktoś: mężczyzna, a obok niego prawdopodobnie jego żona, ich splecione dłonie na których połyskiwały złote obrączki widać było od progu drzwi. Alicja zdziwiła się na ten widok, myślała, że to dla nich znaleźli odpowiednie dziecko.
- Witam państwa jeszcze raz – zaczęła oficjalnym tonem pani Alina – Zaprosiłam państwa tutaj, ponieważ zarówno państwo Kowalscy – wskazała dłonią na nieznanych Alicji i Maksowi współtowarzyszy – Jak im państwo Keller – ukłon w stronę chirurgów – Zgłosili się do nas, aby móc zaadoptować dziecko – kontynuowała dalej – Otóż, dziś otrzymałam telefon ze szpitala dziecięcego, że jedna z matek zrzekła się praw rodzicielskich i noworodek ma trafić do nas pod opiekę. Z racji tego, że państwo we wstępnych formularzach wskazali, że chcieliby adoptować jak najmniejsze dziecko, od razu rozpoczęliśmy poszukiwanie nowej rodziny dla nowego podopiecznego. Analizując wasze formularze, ankiety, biorąc również pod uwagę wszystkie prawa jakimi rządzi się adopcja stwierdziłam, że do dalszego postępowania przechodzą państwo Kowalscy – powiedziała niemalże na jednym wydechu. Wybrańcy spojrzeli na siebie z miłością, mężczyzna wziął w

ramiona swoją kobietę i przytulił ją. Ucałował skroń i z radości tulił swoją małżonkę. Kellerowie spojrzeli po sobie. Ich twarze były zupełnie inne od uśmiechniętych twarzy sąsiadów. Alicja poderwała się z krzesła, rzuciła krótkie dziękuje i wyszła, za nią wybiegł Maks. Zobaczył ją skuloną w kącie korytarza, podszedł, kucnął, podniósł dłonią brodę, tak żeby ich oczy się spotkały.
- Jeśli nie teraz, to następnym razem – próbował ją przekonać – Uda nam się, wierzę w to.
Wyszła za nimi dyrektorka, Maks podniósł się i stanął obok niej.
- Proszę się nie zrażać i walczyć dalej. Uważam, że byliby państwo świetnymi rodzicami, ale muszę się stosować do przepisów – tłumaczyła – Według nich są państwo trochę za starzy na adopcję niemowlęcia, dodatkowo praca jako chirurg wiąże się z nieregularnymi godzinami pracy, a my musimy być pewni, że dziecko nie trafi do nas za 2 miesiące z powrotem – i odeszła. Maks ponownie zrównał się z Alą. Spojrzała na niego tymi swoimi smutnymi oczyma, w których znów ujrzał niezgłębioną pustkę przykrytą straconymi nadziejami i marzeniami.
- Czy my kiedykolwiek zostaniemy rodzicami? – usłyszał jej głos, a po jej bladych policzkach spłynęły pojedyncze łzy. Nagle usłyszeli odgłosy małych stóp i radosne okrzyki dzieci – właśnie wracały z placu zabaw, a temu zawsze towarzyszył gwar ich podnieconych głosów. Zadowolenie, aż biło z nich rumianych twarzyczek. To jeszcze bardziej pogłębiło rozpacz Alicji, od zawsze marzyła o domu pełnym dzieci, wypełnionym zapachem domowego ciasta, ciepła kominka. A odkąd poznała Maksa i została jego żoną wiedziała, że razem uda im się zbudować taki dom. Los zadrwił z nich odbierając im nadzieję na biologiczne dziecko, a teraz gdy pojawiła się szansa na rodzicielstwo, ktoś znów odebrał im nadzieję. Czy kłody tyle razy rzucane komuś pod nogi w tak krótkim czasie nie podcinają skrzydeł? Czy dwoje ludzi są w stanie znieść tyle złego? Maks próbował nie okazywać słabości, być wsparciem dla żony która obwiniała się za wszystko. Choć w głębi serca cierpiał nie mniej niż ona. Ten dzisiejszy telefon – myślał, że oszaleje z radości.
- A co wy tutaj robicie? – usłyszeli znany dziecięcy głos. Obydwoje szybko podnieśli głowy i przed sobą ujrzeli Adasia – chłopca, którego poprzednim razem spotkali – Coś się stało? – zapytał ponownie patrząc na czerwone oczy Alicji i smutną minę Maksa
- Nie, nie – powiedziała szybko Ala ocierając policzki i próbując się uśmiechnąć. Maks wiedział, że to dziecko nie jest zwykłe, jak na swój wiek pewnie dużo już przeszło i zrozumie jeśli powiedzą mu prawdę.
- Wiesz, myśleliśmy, że będziemy mogli zabrać stąd do siebie do domu dziecko, a okazało się, że niestety nie – tego Maks się nie spodziewał, ale mały podszedł do Alicji i mocno ją przytulił. Keller chciała ukryć łzy przed chłopcem, ale nie potrafiła. Płakała tuląc Adasia do siebie. Maks nie mógł przestać się nadziwić jak ten mały idealnie wpasował się w ramiona Alicji. Jak był ufny. Że w ogóle ich rozpoznał! Przecież ostatnio rozmawiali zaledwie chwilkę. Patrząc na tą tulącą się dwójkę myślał „- A może by tak…” – taaak, zdecydowanie musi dzisiaj wieczorem poważnie porozmawiać z Alicją. 


- Już lepiej? – zapytał Adam trochę się odchylając od Alicji i zaglądając jej w oczy.
- Tak, lepiej – odparła Alicja uśmiechając się przez łzy – Dziękuję – i zrobiła coś, czego nikt się nie spodziewał, ucałowała główkę chłopczyka i ponownie przytuliła do swojej piersi. Serce Maksa zgubiło gdzieś jeden cykl, by po chwili powrócić do normalnego trybu pracy. „- Oj, zdecydowanie musimy dzisiaj porozmawiać” – przemknęło mu przez myśl. A Adaś był niezmiernie szczęśliwy. Trzymała go w ramionach i tuliła pani inna niż jego opiekunki, które przytulają wszystkie dzieci po kolei. Ta miła pani przytulała tylko jego, tylko jego i nikogo więcej. Przez poły swetra czuł jej bijące serce, ciepło ciała. Czy mógł chcieć czegoś więcej?
- Pewnie chcieliście zabrać jakieś malutkie dziecko? – zapytał Maksa. Keller zdziwiony jego pytaniem i całą tą niezwykle magiczną chwilą zdolny był tylko kiwnąć głową – Wiedziałem – a oczy małego nagle kompletnie się zmieniły: zniknęły radosne iskierki, które jeszcze przed chwilą wesoło tańczyły, a ich miejsce zajęła pustka – Wszyscy chcą zawsze niemowlaki, a tacy duzi jak ja zostaną tutaj na zawsze – powiedział i spuścił głowę. Alicja przytuliła go do siebie jeszcze mocniej i delikatnie zaczęła się z nim kołysać, cichutko śpiewając piosenkę, którą jej mama śpiewała, gdy była smutna jako dziecko. 

 ***

W drodze powrotnej do domu, w aucie panowała grobowa cisza. Maks wpatrywał się tępo w przednią szybę, uważając jak jedzie, choć jego myśli krążyły wokół tego, co niedawno wydarzyło się w domu dziecka. Kolejna
kłoda rzucona im pod nogi, choć w jego głowie tliła się iskierka nadziei. Spojrzał na siedzącą obok żonę. Opierała czoło o szybę i wpatrywała się w obiekty znajdujące się za oknem. Pogrążona w swoich myślach nawet nie odnotowała faktu, że Maks zahamował nagle przed przejściem dla pieszych. Gdy weszli do domu, Alicja nawet nie ściągnęła kurtki, tylko od razu skierowała się do sypialni

- Ala…? – zawołał za nią Maks, lecz odpowiedziała mu głucha cisza. Jedyne, co słyszał to kroki swojej żony na schodach. Zrezygnowany poszedł do kuchni, od jakiegoś czasu gotowanie go bardzo odstresowało. 


*** 


Przekraczając próg sypialni, od razy zauważył Alicję leżącą plecami do niego. Podszedł do niej. Ona udawała, że nie zauważa jego obecności.

- Ala … - nieśmiało zaczął – Powinniśmy porozmawiać – wyciągnął dłoń w jej stronę, chcąc pogłaskać jej różowy policzek, jednak zrezygnował w połowie drogi i jego ręka spadła z niemałym łomotem na łóżko. Zwróciła swoje oczy w jego stronę, skupiając całą swą uwagę na jego twarzy. Zauważyła kilka dodatkowych zmarszczek wokół oczu – „To pewnie od stresów” – pomyślała. Jego czoło robiło się coraz większe, a to za sprawą zakoli, które zaczęły się tworzyć. Przyuważyła kilka nowych, siwych włosów u nasady. „Kiedy on zdążył się tak zmienić?” – zastanawiała się. Widywali się codziennie, zarówno w domu jak i w pracy, a ona do tej pory nie zwróciła na te w pojedynkę małe zmiany. Dopiero całokształt dał jej wyraźnie do zrozumienia, że czas mija nieubłagalnie. Przypomniały jej się słowa dyrektorki domu dziecka – „są państwo za starzy” – gdzieś tam w czeluściach jej umysły powracały niczym bumerang. Za każdym razem bolały coraz bardziej, bo zdawała sobie sprawę z ich prawdziwości. Dla Maksa było to naprawdę trudne, ale musiał, musiał to rozpocząć.

- Aluś – zaczął ponownie – Tak sobie pomyślałem, czy my naprawdę pragniemy dziecka? – Nagle twarz jego żony zaczęła przybierać czerwonego koloru, a sama pani Keller uniosła się do pozycji siedzącej i otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, jednak Maks zdążył ją złapać za ramiona i powstrzymać przed nagłym wybuchem.

- Nie, nie. Źle mnie zrozumiałaś, znaczy … - zaczął się plątać – Chodziło mi o to, czy my chcemy wziąć takiego niemowlaka – dokończył. Na jego słowo, oddech Alicji uspokoił się, a kolor jej twarzy zaczął bladnąć.

- Czy myślisz o tym samym, co ja? – zapytała patrząc mu prosto w oczy. On widział już w nich swoje odbicie. Czuł, że to ich pierwsze spotkanie nie będzie ostatnim. Że to będzie tylko początek, cudowny początek, o którym marzyli nie tylko oni. Czy w końcu im się to uda?

- Zaadoptujmy Adasia – usłyszał głos swojej żony. 


2 komentarze:

  1. Super część aż łzy mi popłynęły po policzkach , Zapraszam również do mnie na bloga http://alicja-i-maks-forever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Czułam, że właśnie taką decyzje podejmą :)

    OdpowiedzUsuń