wtorek, 29 lipca 2014

Niespodziewany gość - część 16



  
Kolejne miejsce, w które Maks zabrał Alę było z jednej strony pogodne, pełne dziecięcego śmiechu i chęci niesienia pomocy bliźniemu, a z drugiej było to najgorsze miejsce, o którym mogłaby pomyśleć. Miejsce, w którym śmiech spotyka się ze łzami, gdzie wbrew pozorom brakuje miłości, rodzinnego ciepła i bliskości. Choć wizyta w domu dziecka przerażała ich bardzo, to jednak po umownym pogodzeniu się ze śmiercią swojego dziecka uspokoiła ich trochę. Obydwoje poczuli, że robią dobrze. Alicja była w takim stanie, że mogłaby adoptować nawet trójkę dzieci i być dla nich najwspanialszą matką na świecie, ale we tej chwili marzyła choć o jednym. Jednym maleństwie, które mogłaby pokochać z całego serca, a jego śmiech i tupot małych stópek rozgromiłby tą ciszę, która mieszka w ich domu. Maks skrycie myślał o wspólnych wyprawach na rybach we trójkę: on, jego syn i Leon. 3 pokolenia i jedna łącząca ich pasja, a gdyby już wrócili Alicja czekałaby na nich z gorącym obiadem. Wspólne majsterkowanie w garażu, a o kupnie kolejki samochodowej nie wspominając. Wyszli z auta i trzymając się za ręce weszli do tego przepełnionego smutkiem budynku. Gabinet dyrektora ośrodka znaleźli szybko, pierwsze drzwi na prawo od wejścia. Zapukali i usłyszeli kobiecy głos mówiący „proszę”.
- Dzień dobry – odezwał się jako pierwszy Maks, gdy otworzyli drzwi – My w sprawie…
- Państwo Keller jak mniemam? – zapytała starsza pani zza biurka. Pokiwali głowami, a dyrektorka wskazała im, żeby usiedli na dwóch wolnych krzesłach znajdujących się naprzeciwko niej.
- Chcielibyśmy adoptować dziecko – powiedziała Alicja bez owijania w bawełnę, gdy ściągnęli z siebie kurtki i poczuli się swobodnie. Dyrektorka ciepło się do nich uśmiechnęła. Widziała wiele takich par – młodych, pełnych zapału, niezdających sobie sprawy z długiej drogi, jaką jest adopcja.
- Nazywam się Alina Nowak, jestem dyrektorką tej placówki, a zarazem pierwszym pośrednikiem w sprawie adopcji – podała im rękę. Kellerowie przedstawili się również – Doskonale zdaję sobie sprawę dlaczego pojawili się państwo u mnie. Już na pierwszy rzut oka widać, że nie spodziewacie się co was czeka. Alicja z Maksem spojrzeli na siebie pytającym wzrokiem nie rozumiejąc kompletnie, co chce im powiedzieć ta kobieta – Już spieszę z wyjaśnieniem, proszę się nie martwić – próbowała przywrócić tą miła atmosferę z początku spotkania – Jestem dyrektorką tej placówki już ponad 20 lat i przez ten czas widziałam wiele takich małżeństw jak państwa. Chciałabym także uprzedzić, że moją rolą nie jest zniechęcanie do adopcji, wręcz przeciwnie, będę niezmiernie szczęśliwa, gdy mój podopieczny znajdzie nowy dom i kochających rodziców. Jak tak patrzę na państwa, widzę, że nic nie jest w stanie zniechęcić was, ale to bardzo dobrze o was świadczy i gdyby to ode mnie zależało już dzisiaj wyszlibyście stąd razem z dzieckiem, ale procedury są bardzo długie, czasochłonne i najczęściej kończy się to wszystko tak, że w połowie procesu potencjalni rodzice się wycofują – tłumaczyła
- Ale my naprawdę pragniemy tego dziecka i jesteśmy gotowi na wiele – zapewniła Ala – pani Nowak uśmiechnęła się, a w myślach dodała „Są jeszcze tacy naiwni.”
- Jeśli państwu tak bardzo zależy to może nie ma na co czekać, weźmy się za papierkową robotę. Po kolei zarówno pan jak i pani opowiedzą mi o sobie, a ja tu sobie wpiszę opinię w odpowiednie miejsca, a później państwo wypełnią ankiety dotyczące preferencji odnośnie dziecka. 

***
 
Wstępna rozmowa kwalifikacyjna na szczęście była już tylko niemiłym wspomnieniem dla Alicji i Maksa. Musieli w jej trakcie wrócić do bolesnych wspomnień związanych z utratą dziecka, obowiązkiem pani Keller było poinformowanie o chorobie, która uniemożliwia zajście w ciążę. Jednak dla swojego dobra dzielnie to znieśli i nadal będą to robić, aż do czasu, gdy w ich domu zamieszka dziecko, ich dziecko i ostatecznie staną się prawdziwą rodziną.
- Ale nas przemaglowali – powiedziała Ala, gdy szli korytarzem kierując się do wyjścia
- Takich pytań nie zadawali nawet na naukach przedmałżeńskich! – zastanawiał się Maks
- Chcą nas sprawdzić i upewnić się, że będziemy dobrymi rodzicami – cmoknęła go w policzek
- Wątpisz w nas? – zapytał z błyskiem w oku
- Ja, nie! – zaprzeczyła – Ale ta cała biurokracja, jej nie da się obejść – przytulił ją mocniej do swojego boku i już mieli opuścić budynek, gdy do uszu Alicji dobiegł cichutki płacz
- Czekaj – szepnęła do niego i podeszła do źródła dźwięku. Za kolumną ujrzała małego chłopczyka, skulonego z misiem w ręku jakby ukrywał się przed kimś.
- Hej – kucnęła obok niego – Co się stało? – zapytała – Nie powinieneś teraz bawić się z innymi dziećmi? – Maluch pokręcił głową, że nie – A dlaczego tutaj jesteś?
- Chowam się – odpowiedział szybko i jeszcze bardziej skulił
- A przed kim się ukrywasz? Ktoś ci coś zrobił? – dopytywała się i usłyszała kroki Maksa, który szedł w ich kierunku
- Bo chłopacy nie chcą się ze mną bawić – wyznał, a strużka łez spłynęła po jego bladym policzku
- Heej, nie płacz – powiedziała Ala i wyciągnęła chusteczkę, aby otrzeć jego mokry policzek. Delikatnie, nie chcąc go wystraszyć, wyciągnęła rękę i pogłaskała go kojąco po głowie. On natychmiast na nią spojrzał. Miał niesamowicie niebieskie oczy, które zahipnotyzowały ją od razu. Jeszcze nigdy nie wpatrywała się w tak błękitne oczy. Dodatkowo jego blond włoski dodawały mu nieziemskiego uroku. Alicja zastanawiała się kto mógł oddać takiego aniołka do domu dziecka. Żal jej się zrobiło tego małego. Poczuła jak Maks kuca obok niej i zaczyna rozmawiać z chłopcem:
- A dlaczego koledzy nie chcą się z tobą bawić? – zapytał
- Bo, bo… - chlipał –Bo nie ma tylu aut w pokoju zabaw i został  dla mnie tylko miś, a jak nie mam auta to nie mogę się z nimi bawić i muszę się z dziewczynami bawić i oni się ze mnie śmieją – płakał przypominając sobie jakie upokorzenie przeszedł. Małżonkowie spojrzeli po sobie, próbując znaleźć rozwiązanie.
- A jak masz na imię? – zapytała Keller
- Adam. Adam Kowalski
- Wiesz, Adaś – zaczął Maks – Jak byłem taki mały jak ty
- Ja wcale nie jestem mały, mam już 5 lat! – zbuntował się i pokazał im pięć palców na znak, że już jest taki duży, że nawet umie wskazać ile ma lat
- To jak miałem tyle lat co ty – poprawił się Keller – Moi koledzy też nie chcieli się ze mną bawić i musiałem chodzić z dziewczynami i bawić się w dom – zaśmiał się na te wspomnienia
- I co? – zapytał zaciekawiony Adam, a usta złożył w literkę „O”
- Koledzy oczywiście się ze mnie śmiali, ale później zazdrościli, że mam takie fajne koleżanki i chcieli się z nami bawić. Musisz po prostu udawać, że nie słyszysz, że oni się z ciebie teraz śmieją – pouczył go i potarł ramię –Faceci są twardzi przecież – wyciągnął dłoń złożoną w pięść i przybił z nim przysłowiowego „żółwika” na znak bycia prawdziwym mężczyzną. Adam otarł ostatki łez rękawem swetra i wstał.
- Dzięki – powiedział – Fajni jesteście – przytulił się do nich i pobiegł się bawić.
- Ale rezolutny malec – stwierdził Maks, a śmiejąc się wyszli na zewnątrz do samochodu. 




PS Przepraszam za zastój! Nie miałam możliwości dodania kolejnej części. Ale w ramach wynagrodzenia kolejna będzie jutro, bądź pojutrze! ;)

10 komentarzy:

  1. Coś czuję, że to Adaś podbije ich serca :)

    OdpowiedzUsuń
  2. suuper :) będą chcieli Adasia, na bank! ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu się doczekałam następnej części :) Tym razem udało mi się nie poryczeć czytając opowiadanie i nie wiem, czy to dobrze, czy to źle. Ta część jak cała wcześniejsza reszta bardzo dobrze napisane. Z niecierpliwością czekam na kolejne części i na to, co się w nich pojawi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chocolatte: EmiKa, przygotowuję dla Ciebie niespodziankę, także spodziewaj się dość dużego pliku ode mnie, mam nadzieję, że masz czas ;)

      Usuń
    2. czekam z niecierpliwością :) Na takie fajne rzeczy czas się zawsze znajdzie :)

      Usuń
    3. Emi Ka! A wiesz, że ja też na coś czekam? :D

      Usuń
  4. EmiKa masz swojego bloga?

    OdpowiedzUsuń
  5. A co z kontynuacja opowiadania koro zarówno jednego jak i drugiego?

    OdpowiedzUsuń