wtorek, 1 lipca 2014
Niespodziewany gość - część 9
Obudziła się w różowo-białym pokoju. Obce ściany, obce łóżko, nawet koszula nocna, którą miała na sobie nie była jej. Rozejrzała się wokół i nagle zaczęły docierać do niej wspomnienia – skurcze, ból brzucha, a później krwawienie. Odruchowo złapała się za brzuch, sprawdzając czy z dzieckiem wszystko w porządku.
- Dzień dobry – powiedział lekarz wchodząc do sali, w której leżała – W końcu pani się obudziła – uśmiechnął się przeglądając kartę
- Co się stało? Co z moim dzieckiem? – pytała
- Proszę się nie denerwować, stres jest w pani przypadku niewskazany – polecił. Usiadł na skraju jej łóżka i wziął głęboki oddech – Wiem, że pani też jest lekarzem, dlatego nie będę przed panią nic ukrywał – Alicja spojrzała na niego z przerażeniem, przecież to nie mogła być prawda!
– Poroniła pani 12 tygodniowy płód … - nie słuchała dalej, choć ten lekarz tłumaczył jej, co było tego przyczyną. Żadne słowa do niej nie docierały. Głucha cisza w uszach, białe ściany wokół i łzy, które niczym wodospad zaczęły spływać po jej policzkach. Objęła się za brzuch. „Gdzie jesteś? – pytała – Malutki, gdzie jesteś?” - Dlaczego ktoś zabrał jej największy skarb? Małą fasolkę, która była częścią jej i Maksa. Jak ona mu to powie? On tak się cieszył, mieli plany. A święta? Mieli podzielić się tą radością z rodziną, a teraz, co? Poduszka była już cała mokra, jednak jej to nie przeszkadzało. Ktoś razem z tym dzieckiem wyrwał jej kawałek serca
– Czy mam kogoś powiadomić? – powoli zaczęła wracać na ziemię i usłyszała głos lekarza nieświadomego, że na dłuższą chwilę wyłączyła swoją świadomość.
- Proszę zadzwonić do mojego męża – tylko tyle zdołała wydobyć z siebie pomiędzy kolejnymi pociągnięciami nosa.
***
- Zasnęła? – zapytała zaniepokojona Sylwia, na co Maks kiwnął głową. Gdy doktor Kowalski zadzwonił do niego, przeczuwał, że coś się stało. Nie spodziewał się jednak takiej tragedii. Szybko opuścił szpital i skierował się do prywatnej kliniki, w której przebywała jego żona. Gdy ujrzał ją leżącą na łóżku, taką bez życia, całą zapłakaną, jego serce zgubiło rytm, by po chwili wróciło do w miarę normalnego trybu pracy. Nic nie potrafiła powiedzieć, a on nie chciał o nic pytać. Dla niego była to wielka tragedia, a dla niej? Jeszcze kilka godzin temu nosiła w sobie ich dziecko, a teraz? Zagarnął ją w swoje ramiona i tulił do serca, szepcząc kojące słowa. Ale czym były słowa wobec tego, co teraz obydwoje przeżywali? Sam chciał rzucić się na łóżko i płakać, ale nie mógł tego zrobić przy Ali. Przy niej musiał być silny, starał się taki być, dać jej swoje oparcie i pokazać, że zawsze może na niego liczyć. Że on ją kocha pomimo wszystko. Zabrał ją taką szlochającą do domu, zadzwonił jeszcze po Sylwię. Była najlepszą przyjaciółką jego żony i wydawało mu się, że nie będzie miała mu za złe, że opowie jej wszystko.
- Nie wiem, co teraz będzie – bezradnie rozłożył ręce, a w kącikach jego oczu zaczęły zbierać się łzy. Musiał kiedyś dać upust emocjom, a ta kobieta siedząca naprzeciwko wzbudzała zaufanie. Nie mógł się powstrzymać i kilka samotnych kropel spłynęło po jego policzkach ginąc gdzieś w otchłani grubego, wełnianego swetra, do którego Alicja tak uwielbiała się zimą przytulać.
- Maks, to naprawdę trudna sytuacja, nie możesz pokazać słabości przy Ali – nawet ona nie wiedziała, co powinna teraz powiedzieć. Pierwszy raz spotkała się z utratą dziecka wśród osób bliskich jej sercu – Może weźcie urlop i gdzieś wyjeźdźcie, to pomoże jej zapomnieć
- Za tydzień są święta, Leon nas zaprosił – tłumaczył – Planowaliśmy w trakcie wigilii powiedzieć im o dziecku, ale nie zdąży… - nie mógł dokończyć tego słowa. Ciągle gdzieś w głowie niczym echo słyszał głosy ginekologa „Pańska żona poroniła. Proszę być teraz przy niej.”
- To powiedzcie, że zmieniliście plany – próbowała go przekonać
- To nasze pierwsze wspólne święta jako małżeństwo, chcieliśmy je spędzić z rodziną, a nie osobno
- W porządku, ale i tak uważam, że powinniście gdzieś wyjechać.
- Po tym wszystkim pomyślę nad tym – zadumał się – Muszę się Alicji zapytać, czy chciałaby w ogóle…
- Nie! – od nie pozwoliła mu dokończyć
– Spakujesz ją i powiesz, że wyjeżdżacie, bo znając twoją żonę, to nawet nogi poza próg tego domu nie będzie chciała wystawić.
- Może i masz rację – analizował słowa pielęgniarki
- Wiem, co mówię. W końcu mieszkałam z nią jakiś czas – uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco.
***
Ciepłe krople wody spływały po jego nagiej skórze, próbując oczyścić ciało. Stróżki łez wolno płynęły po jego policzkach. Od zewnątrz był czysty, obmyty ze wszystkiego, mydło doskonale poradziło sobie z zanieczyszczeniami. A w środku? W tym momencie nic nie potrafiło przynieść mu ukojenia. Nawet łzy, które przez cały dzień tak skrzętnie ukrywał przed żoną, a które teraz moczyły jego twarz nie były dobrym lekarstwem. Alicja cały dzień spędziła w łóżku, gdy tylko wchodził do sypialni widział jej zamknięte oczy, choć były przykryte powiekami, dobrze wiedział, że są czerwone, opuchnięte i nie ma w nich tej iskierki, która tliła się przez ostatnie tygodnie. Nie wiedział, czy naprawdę spała czy tylko udawała, żeby mieć święty spokój. Dla bezpieczeństwa wyrzucił z szafki wszystkie leki uspokajające i przeciwbólowe, wiedział, że Ala nie jest w dobrym stanie psychicznym i dlatego szybko chciał zapobiec kolejnej katastrofie. Wziął ręcznik, otarł nim twarz i spojrzał w zaparowane lustro. Nie widział siebie dokładnie. Przetarł dłonią, usuwając parę wodną ze szkła i przeraził się swojego widoku.
***
Od tego niezapomnianego popołudnia każdy dzień w domu państwa Kellerów wyglądał dokładnie tak samo. Maks wstawał rano robił śniadanie, na które Alicja w ogóle nie chciała patrzeć. Po dwóch dnia głodówki, chirurg postanowił, że będzie ją na siłę karmił, bo przedłużające się niedożywienie może mieć szereg poważnych powikłań. Niechętnie zgadzała się na te tortury, ale dla uspokojenia sumienia swojego męża zgadzała się na małe porcje posiłków. Po wspólnych śniadaniach, Ala wracała z powrotem pod kołdrę, a Maks sprzątał. Ich dom wyglądał jak z najlepszych katalogów świata: czyściutki, wszystko ładnie poukładane, pachnące. Później przychodziła pora na obiad, który Keller znów przygotowywał, po czym ponownie zamykał się w kuchni szorując naczynia. Pod wieczór kolacja, prysznic i spanie. W ogóle ze sobą nie rozmawiali. Obydwoje nie wiedzieli jak w ogóle rozpocząć dialog poruszający tak bolesny dla nich temat. Maks nie chciał naciskać na żonę, żeby wracała do tych wspomnień, które dla niego były jeszcze bardzo świeże i powodowały nieprzyjemny ucisk w dołku oraz bolesne rany w sercu, a co dopiero dla matki, która straciła swoje dziecko. Przecież ona nosiła to dziecko w sobie, pod sercem. Może jeszcze nie czuła jego obecności – ruchów, bicia maleńkiego serduszka, ale to było dziecko! Ich dziecko. Ich mała fasolka stworzona przez ich miłość. Sam nie potrafił przejść do porządku dziennego i stawić czoła problemowi, więc nie mógł tego wymagać od żony, ale ta przeraźliwie głośna cisza ogarniająca każdą komórkę jego ciała prosiła o chociażby jedno słowo.
***
Stał na balkonie, a z jego ust wydobywały się dym. Papieros. Nigdy nie pomyślałby, że w takie małe zawiniątko potrafi zrelaksować człowieka. Nałóg. Czy on był uzależniony? Nie, przecież to nic złego, od czasu do czasu zapalić sobie jednego czy dwa. Od nadmiaru emocji też można zachorować i to poważnie, więc czy to coś złego? Spojrzał na zaśnieżony samochód. Tak dawno nim nie jeździli, ani nie wychodzili z domu. Zauważył na tylnym siedzeniu niebieski, dziecięcy fotelik. Rzucił papierosa na trawnik i wybiegł z domu. Jutro wigilia, więc pojadą do Leona, a Alicja nie może zobaczyć czegokolwiek, co mogłoby jej przypomnieć o straconym dziecku.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Tak jak przewidziałam Ala niestety poroniła :( Bardzo smutna część :(
OdpowiedzUsuńDomyślam sie ze ten "niespodziewany gość" to może być dziecko które ala i maks adoptują, ale w sumie wolałbym żeby mieli własne dziecko ;))
OdpowiedzUsuńChocolatte:
Usuń:)
Przekonamy się, opowiadanie cały czas "się pisze" :)
tragedii nigdy za wiele :) Ale na pewno zaraz wzejdzie słońce.
OdpowiedzUsuń