Wciągnęła na nogi czarne rajstopy, ubrała sukienkę w takim samym kolorze z długimi rękawami do kolan, do tego dobrała czarne, płaskie buty. Za chwilę mieli jechać do Leona, żeby wspólnie spędzić ten magiczny dzień – wigilię. To właśnie tego dnia mieli podzielić się tą radosną nowiną o nowym pokoleniu Kellerów. Jednak brzuch Alicji był zupełnie pusty. Nie było już żadnego dziecka. Na samą myśl łzy ponownie zaczęły napływać jej do oczu. Od jakiegoś czasu, każdy kolejny dzień wyglądał tak samo. Przy Maksie starała się trzymać, jednak, gdy tylko znikał za drzwiami rzucała się na łóżko i płakała, aż z wycieńczenia zasypiała. Kiedy Keller wracał do domu to ona umyta już spała i tak było codziennie. Nie mieli okazji porozmawiać. Maks nie miał serca poruszać tego tematu, ale kiedyś będą musieli zmierzyć się z tym, co ich spotkało.
- Gotowa? – zapytał stając w drzwiach sypialni i poprawiając
krawat. Zauważył łzy w jej oczach. Podszedł do niej i schował ją w swoich
ramionach, całował po włosach uspokajająco, a ona moczyła mu garnitur – Skarbie
– odsunął ją od siebie na odległość ramion, widział w jej oczach ogromne
cierpienie i ten smutek – Musimy już wyjść, dasz sobie radę? Bo jak nie to
zostajemy w domu – pokiwała głową na znak, że wytrzyma. Chciała w końcu
zobaczyć ojca, Beatę. Może ich widok, choć trochę ukoi jej ból. Zeszli na dół,
pomógł jej ubrać kurtkę, szalik i czapkę, żeby nie zmarzła. Niepotrzebne im
były dodatkowe problemy związane z chorobą. W samochodzie panowała przeraźliwa
cisza, która powodowała piekący ból w uszach. Warkot silnika wydawał im się
hałasem. Zaparkował pod domem Jasińskiego. Złapał ją za rękę dodając otuchy.
- Idziemy? – zapytał. Po raz kolejny tylko kiwnęła głową nic
nie mówiąc. Bała się, że gdy tylko otworzy usta znów zacznie płakać. A nikt z
rodziny, ani ze szpitala nie wiedział o dziecku, a także o jego stracie.
Otworzył drzwi od je strony i podał dłoń pomagając jej wysiąść. Wzięła głęboki
oddech i przybrała lekki uśmiech na ustach. Gotowi stawić czoła rodzinie i na
przekór problemom, skierowali się do drzwi i zadzwonili.
- Nareszcie jesteście! – przywitała ich Beata – Rozbierajcie
się, zaraz zabłyśnie pierwsza gwiazda i siadamy do stołu – Alicja z
przerażeniem spojrzała na Maksa. Przecież w przyszłym roku mieli zorganizować
wigilię u siebie i razem ze swoim dzieckiem szukać gwiazdy betlejemskiej na
ciemnym niebie. Głośno przełknęła ślinę. Maks ucałował ją w skroń szepcząc do
ucha „wszystko będzie dobrze” i razem weszli do salonu.
Kolacja na szczęście przebiegała w miłej i rodzinnej
atmosferze. Beata przyprowadziła do domu swojego nowego wybranka, także cała
uwaga była skupiona na nim – gdzie pracuje? Skąd jest? – a młodzi małżonkowie w
głębi swoich serc mogli przeżywać osobistą tragedię.
- Leoś, a co ty tak się wiercisz? – zapytała nagle Ela
- A bo wiesz, jedną córkę za mąż wydałem, druga zakochana i
tak sobie pomyślałem, czy za rok zmieścimy się przy tym stole – spojrzał
uważnie na Kellerów oczekując, że może teraz podzielą się jakąś wesołą nowiną.
Maks złapał pod stołem Alicję za rękę, a ona tępo wpatrywała się w ścianę
udając, że nie słyszała słów ojca.
- Co tak zbledliście? – zapytał zaskoczony Jasiński – Marzę
o wnukach. To, coś złego? – wtedy odezwała się Beata:
- Jestem w ciąży – na te słowa Alicja gwałtownie wstała
przewracając krzesło, na którym siedziała i wybiegła z pokoju na zewnątrz.
- Co się stało? Powiedziałam coś nie tak? – zapytała
zaskoczona Jasińska, choć na twarzach wszystkich osób zgromadzonych przy stole
malowało się zdziwienie. Maks wstał i z trudem wypowiedział tą bolesną
tajemnicę, która do tej pory łączyła go tylko z żoną.
- Ala… Ja… To znaczy my – nie wiedział jak to powiedzieć –
Tydzień temu straciliśmy dziecko. Alicja poroniła.
***
Wybiegła z domu. Bez płaszcza, w samych pantofelkach. Żar,
który zrodził się w jej środku ogrzewał ją od zewnątrz. Płatki śniegu spadające
z nieba zaczęły wesoło tańczyć w jej brązowych włosach, jednak jej wcale nie
było do śmiechu. Z jej piersi wyrwał się mrożący krew w żyłach jęk. Jęk
rozpaczy, goryczy, utraconych nadziei i zawodu. Maks pojawił się zaraz przy
niej narzucając na jej ramiona płaszcz. Mocno przytulił ją do swojej piersi
chcąc ochronić ją przed tym piekłem tu na ziemi. Tulił ją, składał czułe
pocałunki na jej głowie i szeptał kojące słowa, które wcale nie przynosiły
ulgi. Nie wiadomo ile tam tak stali i patrzyli w martwą przestrzeń, gdy Keller
poczuł zimno śnieżynek rozpuszczających się na jego kurtce i przesiąkających
głębiej zapytał:
- Wracamy? – Alicja odwróciła się do niego gwałtowanie i
wycedziła przez zęby:
- Nie wrócę do domu mojego ojca
- Wracamy do naszego domu – poprawił się, a ona jednym
skinieniem głowy potwierdziła. W myślach dodała „To nie jest nasz dom. Nie ma w
nim dziecka” - Jadąc z powrotem autem nie rozmawiali. Każdy był pogrążony we
własnych myślach. Maks rozmyślał nad zachowaniem żony. Nie mógł jej obwiniać o
stratę dziecka. To nie była niczyja wina. Ktoś dał im dziecko, więc ta sama
osoba mogła im je odebrać. Choć nie poruszyli jeszcze tego tematu, czuł, że
jego żona obwinia siebie za wszystko. Teraz właściwie próbował wziąć winę na
siebie, bo to on pierwszy zaczął myśleć o zagospodarowaniu tego wolnego pokoju.
Ale czy to było złe? Że chciał dziecka? W końcu spotkał wyjątkową kobietę,
która wypełniała swoją osobą, jego nie tylko ciało, ale także umysł, a przede
wszystkim serce. Kochali się, więc owoc ich miłości zdawał się być na wyciągnięcie
ręki. Ktoś tą idyllę zburzył.
***
Leżała na łóżku w szlafroku, a Maks w łazience kończył
wieczorną toaletę. Nie tak miał wyglądać ten wieczór i całe święta. Powinni
teraz być u Leona z rodziną i cieszyć się wiadomością, że za pół roku mieli
zostać rodzicami. Paradoksem okazał się fakt, że to Beata miała zostać matką.
To nie tak, że poronienie go nie obeszło. Przeżywał to jak nic do tej pory. Ale
skoro raz im się udało to kolejny to tylko kwestia czasu. Żeby zacząć żyć na
nowo musieli zapomnieć o przeszłości i skupić się na przyszłości. Świetlanej,
razem ze swoim dzieckiem. Z takim pozytywnym nastawieniem wszedł do sypialni.
Widok zapłakanej i przygnębionej Alicji ostudził w nim ten zapał, który zaczął
się w nim tlić w łazience.
- Ala – szepnął kładąc się za jej plecami i obejmując rękoma
w pasie – Uważam, że powinniśmy porozmawiać
- O czym chcesz rozmawiać? – zapytała z pretensją w głosie,
ocierając łzy z policzka
- O tym co się stało
- A o czym tu mówić? – nakręcała się – Byłam w ciąży i
poroniłam - przełknęła gorzkie łzy, pierwszy raz powiedziała to na głos i w
końcu to do tej dotarło, ta bolesna prawda, przez którą wiele nocy nie
przespała, przez którą pomiędzy nią, a jej mężem wyrósł mur, który trudno było
przebić – Co ze mnie za kobieta, która nie potrafi dać dziecka własnemu mężowi?
– zapytała z wyrzutem
- Ala – tylko tyle był w stanie powiedzieć. Nie wiedział, że
ona tak do tego podchodzi – To nie tak, nawet tak nie myśl! – tulił ją do
siebie – Weźmiemy urlop, wyjedziemy gdzieś, daleko stąd i postaramy się o
kolejne – próbował ją pocieszyć
- Naprawdę? – odchyliła się od niego – Nadal chcesz mieć ze
mną dziecko?
- Oczywiście, głuptasie, że tak – pieszczotliwie dotknął jej
nosa swoim palcem wskazującym – Jesteś moją żoną na dobre i na złe
- A jak znowu się nie uda?
- Będziemy próbować do skutku, ale
obiecuję ci: będziemy rodzicami, a co jak co, w słowo Maksa Kellera można
wierzyć – pierwszy raz od dłuższego czasu na jej twarzy pojawił się
niewymuszony cień uśmiechu. Maks nie wierząc w to, co widzi z radości ucałował
delikatnie jej usta. Najpierw nie wiedziała, co ma zrobić, ale po chwili oddała
pocałunek. Gdy z początku nieśmiałe muśnięcie stawało się coraz bardziej
głębokie, Keller naparł na Alicję wymuszając, żeby się położyła, on dołączył
zaraz do niej i jego ręce rozpoczęły wędrówkę po jej ciele.
- Maks – zaczęła obejmując jego
twarz swoimi dłońmi – Nie mogę – powiedziała przerywając pieszczotę. Złożył
jeszcze jeden pocałunek na jej ustach, uśmiechnął się i zszedł z niej, kładąc
się obok. Wyciągnął ramiona w jej kierunku:
- Chodź – zaproponował. Ona
ułożyła głowę na jego torsie, a dłońmi objęła klatkę piersiową. On złączył
swoje ręce na wysokości jej lędźwi. Obydwoje czuli, że pierwszy raz od
dłuższego czasu w końcu prześpią noc.
***
Aż mi się płakać chciało jak czytałam gdy Ala wybiegła z domu Leona...:'( ale widze że powoli zaczyna im się układać więc ciesze się i czekam na nexta ;D
OdpowiedzUsuńChocolatte: To dopiero 1/3 opowiadania, nie możemy pozwolić na nudę w związku Kellerów ;)
Usuńjaki kochany Maksiu :)
OdpowiedzUsuńChocolatte: Jak zawsze ;)
Usuńaż się prawie popłakałam. cudownie to wszystko opisujesz!!! ;)
OdpowiedzUsuńChocolatte: Dziękuję bardzo :)
Usuń