sobota, 12 lipca 2014

Niespodziewany gość - część 12




Przepraszam za opóźnienie! ;)


Gdy tylko przekroczyli próg domu, Alicja po ściągnięciu wierzchniego okrycia i butów skierowała swoje kroki do sypialni. „I znowu wszystko zaczyna się od nowa” – przemknęło Kellerowi przez myśl, gdy w zasięgu jego wzroku zniknęły plecy żony. Postanowił nie dopuścić do takiej samej sytuacji jak sprzed kilku tygodni. Szybko podążył jej śladem i pewnym krokiem wszedł do sypialni.
- O, nie, nie – zaczął, gdy zobaczył ją leżącą na łóżku – Nie będziemy tego przechodzić ponownie  - kontynuował siadając na brzegu – Alicja, spójrz na mnie – dziwnie się czuł mówiąc do jej pleców. W ramach odpowiedzi potężny szloch wstrząsnął jej ciałem. Szybko znalazł się przy niej i po chwili tulił ją w swoich ramionach, a ona dalej płakała i moczyła mu koszulę. Szeptał jej kojące słowa, że kocha ją mimo wszystko, że ta mała dysfunkcja jej organizmu, choć wielka w skutkach nic pomiędzy nimi nie zmienia. Głaskał ją po włosach i na zmianę całował. Sam nie mógł w to wszystko uwierzyć. W to, co ich spotkało. Czy dwoje ludzi potrafi w tak krótkim czasie tyle przyjąć na swoje ramiona? Czy w ogóle ktokolwiek potrafi bez względu na czas?
- Aluś, proszę, spójrz na mnie – próbował złapać jej twarz w swoje dłonie, tak, żeby ich oczy spotkały się na tej samej wysokości. Zwróciła swoje czerwone od łez tęczówki w jego stronę – Mówiłem ci przecież, że będziemy mieć dziecko – powiedział i w ramach przekonania jej do swojego zdania pogłaskał pieszczotliwie jej policzek. Przylgnęła do jego dłoni natychmiast – Przecież już raz nam się udało, poza tym można to leczyć, jest jeszcze in vitro – wyliczał, próbując przekonać ją i samego siebie również. Jego słowa spowodowały jeszcze większy potok łez u lekarki.
- Ale ja… - próbowała coś powiedzieć pomiędzy kolejnymi pociągnięciami nosem – Chcę, żeby nasze dziecko – pauza do otarcia łez – Było wynikiem naszej miłości, a nie laboratoryjnego eksperymentu – zakończyła.
- Ciii, nie możemy w tej chwili podjąć tak ważnej decyzji – zdrowy rozsądek Kellera zaczął brać górę nad emocjami. Najpierw stracili dziecko. Trudno im było zwycięsko wyjść z tej próby, jednak jakoś się udało, a teraz niedrożne jajowody Alicji mogły pozbawić ich szansy na biologiczne rodzicielstwo. Z żoną w ramionach westchnął ciężko. Odkąd pojawiła się w jego życiu zaczął poważnie myśleć o rodzinie. Gdy została jego, już tak naprawdę i na zawsze, marzenie o dziecku wydawało się być na wyciągnięcie ręki. Pragnienie bycia ojcem było naprawdę silne, a strach przed obawą, że nikt nigdy nie zwróci się do niego „tato” powodował paraliż całego ciała. Alicja już trochę się uspokoiła, jego kojący dotyk, ciepło muskularnych ramion potrafiły zdziałać cuda.
„Do tej pory, gdy pojawiała się jakakolwiek przeszkoda – zaczęła myśleć – Pokonywałam ją z mniejszym bądź większym wysiłkiem, ale zawsze się udawało, a teraz?” – winę za wszystko, co ostatnio wydarzyło się w ich życiu wzięła na siebie. Uważała, że gdyby nie pojawiła się w życiu Kellera, on teraz mógłby cieszyć się ze swojego ojcostwa. Pękać z dumy z powodu osiągnięć jego dziecka. Każda inna kobieta mogłaby mu dać potomka, oprócz własnej żony. Czy istniał, choć cień sprawiedliwości na świecie? „Zaproponował in vitro – znów rozmyślała – Sztuczne zapłodnienie, dziecko z probówki, czyli bardzo chce zostać ojcem, a ja nie mogę mu tego dać – jej myśli biegły w złym kierunku – Może dla jego dobra powinniśmy się rozwieść?” – tymi czerwonymi od łez oczami spojrzała na niego. Ich tęczówki wyrażały dokładnie to samo.
- Może zdecydujemy się na in vitro – zaproponował Maks, a w tym samym czasie Alicja zapytała:
- Może powinniśmy pomyśleć o adopcji?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz