Cześć kochani! ;)
Zanim przeczytacie kolejną część opowiadania, chciałabym powiedzieć Wam, że z racji tego, że zaczęłam w końcu swoje wakacje, możecie spodziewać się większej regularności na blogu ;) Nie zobowiązuję się do wstawiania postów codziennie, bo wiem, że mogłabym się z tego nie wywiązać. Ale na pewno coś będzie się tutaj pojawiało zdecydowanie częściej, niż przez ostatnich kilka miesięcy! Mam nadzieję, że zaglądacie i że będziecie zadowoleni!
Pozdrawiam! ;)
A teraz kolejna część, jak zwykle świetna - w końcu to Chocolatte! ;)
***
-
Kochanie, wróciłem! – zawołał, gdy tylko przekroczył próg domu.
Odpowiedziała mu głucha cisza. Wspiął się po dwa schodki na górę.
Zaniepokoił go brak odzewu ze strony żony. „A jeśli coś jej się stało?
Jak leży w kałuży krwi w łazience?” – jego wyobraźnia podsuwała mu
najczarniejsze scenariusze. Jak burza wpadł do sypialni i ujrzał Alicję
leżącą na łóżku z książką w rękach. Po jej policzkach ciekły łzy, które
ocierała białą chusteczką.
- Ala, co się stało? – zaraz znalazł się obok żony
- Bo… bo – chlipała – Oni się tak kochają! – nie mogła się powstrzymać i
rozpłakała się na dobre. Keller zdziwiony jej zachowaniem zgarnął ją w
swoje ramiona i przytulił.
- Ale to tylko książka – głaskał ja po plecach
- To co! – kobieta była uparta, pociągnęła głośno nosem – Wiesz, że była
u mnie dzisiaj Beata? – odsunęła się od niego, zupełnie zapomniała, że
jeszcze przed chwilą płakała. Maks zdziwił się, że jego żona tak szybko
zmienia nastroje i po łzach opowiada mu z uśmiechem o wizycie siostry.
- I co u niej? – zapytał
- Wszystko dobrze – uniosła kąciki ust w górę – Rozmawiałyśmy o świętach
– oczy świeciły się jej niczym gwiazdy na niebie – Już się nie mogę
doczekać! Jutro zrobię ciasto na pierniczki! – Maks uśmiechnął się.
Odkąd dowiedziała się o dziecku, które nosi pod sercem, sprawy szpitala
zeszły na drugi plan, właściwie na bardzo daleki. Jej myśli były
skupione tylko ta tej malutkiej fasolce, którą stworzyli razem.
Wiedział, że chce być jak najlepszą matką, stąd nawet zaczęła
eksperymentować w kuchni, choć do tej pory to on rządził tym
pomieszczeniem.
- Ale wiesz, że nie możesz się przemęczać? – delikatnie pogłaskał ją po
policzku
- Ale piekąc ciastka nie będę – upierała się – Poza tym jak w przyszłym
roku nasza córka będzie chciała dekorować pierniczki, a ja co? Mam jej
powiedzieć, że nie umiem?! – bulwersowała się
- A skąd wiesz, że będziemy mieli córkę? – zbliżał się do niej tak, żeby
ona mogła się położyć, a on górował nad nią
- Kobieca intuicja – odpowiedziała uwodzicielsko
- Tym razem się mylisz, moja droga – powiedział podciągając jej bluzkę –
To będzie syn, prawda? – zapytał brzucha – Hej, maluszku, daj znać, bo
twoja mama gotowa będzie ubierać cię jeszcze w różowe ubranka – ostrzegł
- Heeej – położyła swoje dłonie na jego głowie i wplotła palce między
jego włosy – Nie strasz naszej córeczki, że może urodzić się chłopcem –
popatrzyła na niego, gdy ten uniósł głowę. Jej wzorku widział
niesamowitą radość, szczęście, miłość. To była ta kobieta, ta jedyna,
bez której nie wyobrażał sobie dalszego życia. To ona była tlenem
potrzebnym do oddychania, to ona była powodem, dla którego codziennie
rano otwierał oczy, tylko po to by znów na nią spojrzeć. Z jej
wyobrażeniem zasypiał każdej nocy i to jej zdjęcie postawił w ramce na
biurku w pokoju lekarskim. Teraz, gdy Alicja miała zwolnienie i nie
mogła być z nim na dyżurze, często można było zauważyć doktora Kellera
zapatrzonego w fotografię. Prawdziwa miłość zmienia ludzi, na lepsze. A
świadomość, że już niedługo jego serce wypełni się także tym uczuciem
dla ich dziecka, powodowała, że chciał skakać wysoko do nieba! Nie mógł
być już bardziej szczęśliwy.
- A może to będą bliźniaki? – zapytał patrząc jej prosto w oczy
- Nawet tak sobie nie żartuj – pogroziła mu palcem Alicja, delikatnie
przygryzła wargę – Najpierw córeczka, później synek i na końcu jeszcze
jeden syn – powiedziała lekko zawstydzona
- Trójka? – zapytał, a ona pokiwała głową już pewniej – Wspaniale –
pocałował jej usta czule, chcąc powiedzieć jej jak bardzo ją kocha.
***
- Przez ciebie zapomniałem, że mam niespodziankę – powiedział
przekręcając się bokiem. Skotłowana kołdra zdecydowanie utrudniała mu
ruchy, a dodatkowo błogi nastrój jaki mu się udzielił obudził w nim
małego lenia.
- Jaką? – zapytała zaciekawiona – Lubię niespodzianki – uśmiechnęła się
do niego
- Musimy się ubrać i zejść na dół, prezent jest w aucie
- To może poczekać, ale ja nie – powiedziała i położyła się na nim
oplatając jego biodra swoimi nogami.
***
- Idź sam, ja poczekam, zimno jest, a wiesz, że nie mogę się teraz
przeziębić – stali wtuleni w siebie w przedpokoju, Alicja w końcu
chciała zobaczyć, co przygotował dla niej mąż, jednak utrudniała mu
wyjście przez czułe pocałunki, które co chwilę składała na jego ustach.
Była dla niego jak narkotyk, więc nie potrafił się od niej tak po prostu
oderwać i wyjść.
- Dobra, idę – powiedział robiąc krok w tył, cały czas trzymając ją w
objęciach i całując – Bo nigdy nie pójdę – opuścił jej ręce i otworzył
drzwi. Musiał w końcu być stanowczy. Niedługo zostanie ojcem, będzie
odpowiedzialny za to życie, które ofiarował. Wychowanie dziecka to
trudna sztuka, a bez bycia konsekwentnym na pewno nie będzie mu łatwo.
Szybko wyciągnął prezent z bagażnika. Miał nadzieję, że Alicja będzie
zadowolona. Wszedł do domu, gdzie czekała na niego z wielkim
zniecierpliwieniem. Wyciągnął zza pleców niemały, ale jakże ważny
drobiazg.
- Maaaks – zaczęła – Ale dlaczego?
- Co? Nie podoba ci się? Myślałem, że się ucieszyć
- Nie, po prostu nie chciałam jeszcze niczego kupować
- Nie rozumiem – pokręcił głową na tą pokrętną logikę żony
- Oj, nieważne – machnęła ręką – Na pewno się przyda, ale w moim aucie –
pocałowała go szybko, żeby nie zdążył zaprzeczyć.
- Jak dziecko się urodzi, będziemy jeździć moim samochodem, żeby było
bardziej bezpiecznie – tym razem to on zamknął jej usta pocałunkiem.
***
Czas pędził nieubłaganie. Z dwóch tygodni do świąt zrobił się jeden.
Atmosfera w każ dym domu robiła się bardziej magiczna, czuć było zapachy
pierwszych wigilijnych dań. Ulice Torunia udekorowane były światełkami,
aniołkami, gwiazdkami. Na targach można było zaopatrzyć się w brakujące
produkty spożywcze, a także kupić żywą choinkę, której woń unosiłaby
się w całym mieszkaniu. Zbliżała się godzina powrotu Maksa ze szpitala.
Szybko znalazła się w kuchni chcąc przygotować mu obiad. Zdecydowanie
było to jego królestwo, ale teraz, gdy była w ciąży i gdy dziecko już
niedługo miało pojawić się na świecie to musiała podszkolić swoje
kulinarne zdolności. Nie chcieli przecież, aby ich syn czy córka zjadali
przetworzoną żywność ze szklanego słoiczka. Zdecydowanie w tym
przypadku stawiali na naturę. Maks nie chcąc liczyć ofiar w ludziach,
kupił jej kilka książek kulinarnych, aby podczas jego nieobecności mogła
szkolić warsztat. Popisowym daniem pana domu było spaghetti, więc nawet
nie próbowała z tym konkurować. Ale zapiekanka? „Myślę, że to będzie mu
smakowało” - i wzięła się za gotowanie makaronu. Nagle poczuła ból w
okolicy lędźwi, który zignorowała. Schyliła się, żeby wyciągnąć
ziemniaki i poczuła skurcze. „Nie, to niemożliwe! Skąd ten ból? –
zastanawiała się, dotknęła dłonią brzucha. Ustały na chwilę, ale co
jakiś czas pojawiały się znowu. Znalazła telefon i zadzwoniła do
lekarza. Ten od razu wysłał do niej położną, aby sprawdziła co się
dzieje.
Boję się, że Ala może poronić :( Cudowna część ♥
OdpowiedzUsuńTrochę dramaturgii nikomu nie zaszkodzi :)
OdpowiedzUsuń