Trzy słowa, które tak bardzo chciałam usłyszeć. Zarówno w
tamtym momencie, jak i w wielu poprzednich. Odkąd tylko Olga i wieść o ciąży
pojawiły się w naszym życiu. Początkowo łudziłam się, że ''jakoś to będzie''.
Ale z czasem dotarło do mnie, że nic nie ułoży się samo. O Maksa mogłabym
walczyć i z Olgą, i z każdą inną kobietą, czy przeciwnością losu. Ale nie z
dzieckiem... Wiedziałam, że muszę odejść, a jednocześnie nie marzyłam o niczym
innym tak, jak o tym, żeby mnie zatrzymał. Te kilkanaście godzin, spędzone
wczoraj i dziś w izolatce... Dodatkowo utrudniły, pobudzając złudną nadzieję.
Bo kiedy był tak blisko... Znowu przeszło mi przez myśl, że naprawdę możemy
sobie z tym jakoś poradzić. Byliśmy tam tylko my, zamknięci, odcięci od całej
reszty. Ale przecież to nie mogłoby trwać wiecznie. Wraz z opuszczeniem
izolatki, wróciło wszystko, cały świat. Wróciła Olga, wróciło dziecko... Widząc,
jak po wyjściu z sali Maks podchodzi do Olgi, gładzi jej brzuch, przytula...
Uśmiechnęłam się z trudem, czując, jak serce rozpada mi się na pół. To teraz
było życie Maksa. A moje właśnie dziś miało zatoczyć swoje koło. Z Warszawy
uciekłam tutaj. A teraz... wracam tam z powrotem. Znowu uciekam? W pewnym
sensie tak... Ale nie widzę innej drogi. Nie potrafię żyć obok Maksa. To za
bardzo boli. A jednocześnie nie mogę zrobić nic, by go zatrzymać. Nie mogę
odebrać dziecku ojca... Nie wybaczyłabym sobie tego do końca życia. Maks chyba
też nie widział innego rozwiązania. Zaakceptował moją wyprowadzkę, wczoraj
pokazał mi pozew... Będzie ojcem i widzę, jak bardzo stara się wczuć w tę rolę.
Dziecko jest najważniejsze.
Właśnie zmierzałam w kierunku wyjścia ze szpitala. Pożegnałam się z ojcem, z Beatą, Sylwią i całą resztą szpitalnej załogi, która bardzo szybko stała się mi strasznie bliska. Szybkim krokiem zmierzałam w kierunku drzwi, chciałam znaleźć się jak najdalej stąd, by nie zawahać się już ani razu, nie zastanawiać kolejny raz, czy na pewno dobrze robię, czy dam sobie radę...
Kilka kroków dzieliło mnie od ostatecznego opuszczenia tego szpitala, kiedy Maks z wyższego piętra zawołał moje imię. Zwolniłam, wiodąc za nim wzrokiem. W ciągu kilku sekund znalazł się tuż przy mnie.
- Alicja... - zatrzymał mnie, spoglądając mi prosto w oczy, miał takie smutne spojrzenie. Podszedł jeszcze bliżej, a ja spuściłam wzrok. - Zostań... Proszę...
- Maks... - wyszeptałam, niepewnie podniosłam spojrzenie. Milczeliśmy dłuższą chwilę. Zebrałam w sobie resztki sił, siląc się, by mój głos zabrzmiał zdecydowanie, pewnie... - Wiesz, że tak będzie lepiej...
- Dla kogo? - spytał, zawzięcie patrząc mi w oczy. Nie ułatwiał mi tego...
- Dla wszystkich... - odparłam, jednym tchem, jednocześnie czując, jak serce rozpada mi się na miliony drobnych kawałeczków. Pośpiesznie ruszyłam z miejsca, chcąc jak najszybciej stąd uciec. Złapał mnie za rękę, zatrzymując.
- Nie pozwolę Ci odejść. - wyszeptał, pełnym zdecydowania tonem i pociągnął mnie mocniej, sprawiając, że nawet nie wiedząc kiedy, znalazłam się w jego ramionach. Poczułam, jak wtula twarz w moje włosy, a do uszu napływała mi melodia jego pośpiesznie bijącego serca. - Naprawdę nie potrafię bez Ciebie żyć.
Właśnie zmierzałam w kierunku wyjścia ze szpitala. Pożegnałam się z ojcem, z Beatą, Sylwią i całą resztą szpitalnej załogi, która bardzo szybko stała się mi strasznie bliska. Szybkim krokiem zmierzałam w kierunku drzwi, chciałam znaleźć się jak najdalej stąd, by nie zawahać się już ani razu, nie zastanawiać kolejny raz, czy na pewno dobrze robię, czy dam sobie radę...
Kilka kroków dzieliło mnie od ostatecznego opuszczenia tego szpitala, kiedy Maks z wyższego piętra zawołał moje imię. Zwolniłam, wiodąc za nim wzrokiem. W ciągu kilku sekund znalazł się tuż przy mnie.
- Alicja... - zatrzymał mnie, spoglądając mi prosto w oczy, miał takie smutne spojrzenie. Podszedł jeszcze bliżej, a ja spuściłam wzrok. - Zostań... Proszę...
- Maks... - wyszeptałam, niepewnie podniosłam spojrzenie. Milczeliśmy dłuższą chwilę. Zebrałam w sobie resztki sił, siląc się, by mój głos zabrzmiał zdecydowanie, pewnie... - Wiesz, że tak będzie lepiej...
- Dla kogo? - spytał, zawzięcie patrząc mi w oczy. Nie ułatwiał mi tego...
- Dla wszystkich... - odparłam, jednym tchem, jednocześnie czując, jak serce rozpada mi się na miliony drobnych kawałeczków. Pośpiesznie ruszyłam z miejsca, chcąc jak najszybciej stąd uciec. Złapał mnie za rękę, zatrzymując.
- Nie pozwolę Ci odejść. - wyszeptał, pełnym zdecydowania tonem i pociągnął mnie mocniej, sprawiając, że nawet nie wiedząc kiedy, znalazłam się w jego ramionach. Poczułam, jak wtula twarz w moje włosy, a do uszu napływała mi melodia jego pośpiesznie bijącego serca. - Naprawdę nie potrafię bez Ciebie żyć.
><
Nie potrafię ocenić, jak długo staliśmy w takim uścisku.
Czas jakby się zatrzymał. Znowu był tak blisko. W jego ramionach wszystko było
zupełnie inne. Czułam się inaczej. To było moje miejsce... Jedyne, w którym
czułam, że mogę wszystko. Właśnie z nim, przy nim, w jego ramionach. Gdyby czas
można było rzeczywiście zatrzymać, chciałabym tak pozostać na zawsze. W końcu
jednak musiałam się od niego odsunąć. Podniosłam głowę, spojrzałam mu w oczy...
Jego dłonie cały czas spoczywały na moich biodrach, dlatego nie mogłam odsunąć
się zbyt daleko. Chciałam coś powiedzieć, nie bardzo jednak wiedziałam co. W
momencie mojego zawahania, rozdzwoniła się jego komórka. Spojrzał na
wyświetlacz, odebrał. Od razu domyśliłam się, że to wezwanie z SORu.
Korzystając z okazji, pomimo pękającego serca, uwolniłam się z jego uścisku.
Odsunęłam się o kilka kroków. Tak było mi łatwiej zebrać myśli... Będąc blisko
niego nie potrafiłam myśleć o niczym innym, jak tylko o tym, że nie chcę
odchodzić, nie chcę go tracić, nie chcę odsuwać się od niego nawet na sekundę.
Rozłączył się i schował telefon do kieszeni.
- Muszę iść. Był wypadek, wiozą dwóch rannych... Alicja... - znowu do mnie podszedł, a ja, wbrew temu, co powtarzałam sobie w myślach, bo przecież nie może być tak pięknie, przecież podjęłam decyzje, wyjeżdżam... Pozwoliłam mu ująć moje obie dłonie. Moje oczy, jakby wbrew mojej woli, spokojnie patrzyły w jego kochane, czekoladowe tęczówki, które teraz skrywały tak wiele emocji. - Jedź do domu i zaczekaj tam na mnie.
- ... - pokręciłam przecząco głową, zabierając dłonie i cofając się do tyłu. Wtedy sama nie wiedziałam, kto ma rację. Moje serce? Krzyczące z radości, nie potrafiące opanować entuzjazmu, który obudziły w nim te trzy słowa. Tak bardzo upragnione... ''Alicja... Zostań... Proszę...'' ile razy, przepłakując noce, marzyłam o tym, by mnie zatrzymał, by nie pozwolił odejść, by powiedział, że chce, żebym została... Czy rozum? Który mówi, że z tej sytuacji nie ma innego wyjścia. Dom... Przecież nawet pod tym pojęciem, w tym momencie obydwoje już rozumieliśmy co innego. Jego mieszkanie nie było już moim domem. Tam było teraz miejsce Olgi, dziecka...
- Ala...
- Co chcesz zrobić? - wyszeptałam.
- Musimy przede wszystkim porozmawiać. Zaczekaj na mnie, proszę.
- Maks... - spuściłam wzrok, gubiąc się zupełnie we własnych myślach. Serce rwało się do niego...
- Nie wyjeżdżaj. Nie rób mi tego... Nie rób tego nam...
- Idź już. - skinęłam w stronę SORu, słysząc z oddali sygnał nadjeżdżającej karetki.
- Obiecaj... - chwycił mój podbródek i uniósł twarz tak, żebym spojrzała w jego oczy. - ... że zaczekasz.
- W domu... To znaczy u taty. - odparłam, choć wcale nie byłam pewna, czy to jest dobra decyzja. Patrząc w jego oczy... Nie mogłam inaczej.
- Dziękuję! - wyszeptał i delikatnie musnął moje czoło. Zanim zdążyłam się zorientować pognał biegiem w kierunku SORu.
- Muszę iść. Był wypadek, wiozą dwóch rannych... Alicja... - znowu do mnie podszedł, a ja, wbrew temu, co powtarzałam sobie w myślach, bo przecież nie może być tak pięknie, przecież podjęłam decyzje, wyjeżdżam... Pozwoliłam mu ująć moje obie dłonie. Moje oczy, jakby wbrew mojej woli, spokojnie patrzyły w jego kochane, czekoladowe tęczówki, które teraz skrywały tak wiele emocji. - Jedź do domu i zaczekaj tam na mnie.
- ... - pokręciłam przecząco głową, zabierając dłonie i cofając się do tyłu. Wtedy sama nie wiedziałam, kto ma rację. Moje serce? Krzyczące z radości, nie potrafiące opanować entuzjazmu, który obudziły w nim te trzy słowa. Tak bardzo upragnione... ''Alicja... Zostań... Proszę...'' ile razy, przepłakując noce, marzyłam o tym, by mnie zatrzymał, by nie pozwolił odejść, by powiedział, że chce, żebym została... Czy rozum? Który mówi, że z tej sytuacji nie ma innego wyjścia. Dom... Przecież nawet pod tym pojęciem, w tym momencie obydwoje już rozumieliśmy co innego. Jego mieszkanie nie było już moim domem. Tam było teraz miejsce Olgi, dziecka...
- Ala...
- Co chcesz zrobić? - wyszeptałam.
- Musimy przede wszystkim porozmawiać. Zaczekaj na mnie, proszę.
- Maks... - spuściłam wzrok, gubiąc się zupełnie we własnych myślach. Serce rwało się do niego...
- Nie wyjeżdżaj. Nie rób mi tego... Nie rób tego nam...
- Idź już. - skinęłam w stronę SORu, słysząc z oddali sygnał nadjeżdżającej karetki.
- Obiecaj... - chwycił mój podbródek i uniósł twarz tak, żebym spojrzała w jego oczy. - ... że zaczekasz.
- W domu... To znaczy u taty. - odparłam, choć wcale nie byłam pewna, czy to jest dobra decyzja. Patrząc w jego oczy... Nie mogłam inaczej.
- Dziękuję! - wyszeptał i delikatnie musnął moje czoło. Zanim zdążyłam się zorientować pognał biegiem w kierunku SORu.
><
Super,podoba mi się.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję,że. Alicja zostanie.
Super,niech Alicja nigdzie nie wyjeżdża
OdpowiedzUsuńFantastyczne
OdpowiedzUsuńCudowne. Po prostu cudowne. Pięknie pokazałaś uczucia. Czekam na rozmowę tych dwojga :)
OdpowiedzUsuńnareszcie ;)! brakowało mi Twoich opowiadań ! CUDOWNIE!!!! ;D
OdpowiedzUsuńNo w końcu coś się pojawiło.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na rozmowę Ali iMaksa .
Mam nadzieję,że po niej zostanie w Toruniu.
A może na dobry początek po tak długiej przerwie jeszcze jedna część dzisiaj.
OdpowiedzUsuńPopieram prośbę w 100%.
UsuńChętnie byśmy coś jeszcze dzisiaj przeczytaly.
UsuńWieczorem postaram się wrzucić kolejną część ;)
UsuńSuper,ze jesteś.
OdpowiedzUsuńBrakowało twojej twórczości.
Mam nadzieję.że Ala zostanie.
Cieszę się,że wróciłaś do pisania
OdpowiedzUsuńEkstra <3 następna cześć dzisiaj?
OdpowiedzUsuńJakoś wieczorem ;)
UsuńTo czekamy do wieczora.
OdpowiedzUsuńKurde kobieto ty to nazywasz brakiem weny?. Przecież to jest cudowne codziennie zagladam zeby zobaczyć czy cos dodałas i patrze, że nareszcie coś jest^^
OdpowiedzUsuń