Niedzielny
poranek przywitał nas ulewnym deszczem, dlatego też prawie do
południa wylegiwaliśmy się w łóżku, ciesząc się sobą.
Później wspólnie przygotowaliśmy obiad, resztę dnia również
postanawiając spędzić na lenistwie. Ułożyliśmy się na kanapie,
w swoich ramionach. Maks skacząc po kanałach próbował znaleźć
coś, co na dłużej zajmie naszą uwagę. W końcu postanowiliśmy
na jedną z komedii romantycznych, dzięki czemu szybko udało mi się
wciągnąć, w przeciwieństwie do Maksa. Który już po kilkunastu
minutach odpłynął do krainy snów. Uśmiechnęłam się do siebie,
kiedy w pewnym momencie nie odpowiedział na moje pytanie i
spojrzałam na jego twarz. Uśmiechał się przez sen. Zawsze mnie to
rozczulało. Musnęłam delikatnie jego policzek, wygodniej moszcząc
się w jego ramionach. Jakiś czas później moją uwagę zwrócił
wibrujący na ławie telefon. Podniosłam się lekko, sięgając po
komórkę Maksa. Olga... Spojrzałam na niego – spał najspokojniej
w świecie.
-
Maks? – dotknęłam delikatnie jego ramienia - Kochanie...
- Hm? - wymruczał, nie otwierając oczu.
- Telefon... Olga...
- … - momentalnie otworzył oczy, podciągając się do pozycji siedzącej. - Halo? Zaraz będę!
- Hm? - wymruczał, nie otwierając oczu.
- Telefon... Olga...
- … - momentalnie otworzył oczy, podciągając się do pozycji siedzącej. - Halo? Zaraz będę!
><
Usiadłam na kanapie,
podwijając nogi tak, że na kolanach oparłam brodę. Kątem oka
zerknęłam na leżącą obok komórkę. Ile to mogło trwać?
Godzinę, dwie, trzy? Tyle czasu być może dzieliło Maksa, od
zostania ojcem. Od wzięcia w ramiona swojego syna... Przymknęłam
na moment powieki, a później, otwierając je, sięgnęłam po
telefon.
-
Cześć! – po kilku sygnałach po drugiej stronie usłyszałam głos
Sylwii.
-
Cześć... Olga rodzi... Maks właśnie pojechał do szpitala.
-
Będę u Ciebie za pół godziny.
-
Dziękuję – wyszeptałam, rozłączając się. Odłożyłam
telefon obok siebie i spuszczając nogi, zsunęłam się na kanapie
nieco niżej. Tyle razy wyobrażałam sobie tę sytuację. To było
oczywiste, że musi nastąpić. Już od kilku dni wiedzieliśmy, że
lada moment Kuba pojawi się na świecie. A jednocześnie czułam się
tak bardzo nieprzygotowana.
><
-
Hej – wysiliłam się na uśmiech, wpuszczając Sylwię do
mieszkania.
-
Mogłabyś się bardziej postarać – minęła mnie, krzywiąc się.
- Ten uśmiech taki kiepski... – westchnęła.
-
… – wzruszyłam ramionami.
-
Zobacz co mam – wyjęła z torby dwie butelki wina i postawiła je
na stole. - Gdzie macie kieliszki?
-
… – skinęłam w kierunku szafki, siadając na kanapie –
Będziemy pić?
-
Będziemy. I jeść będziemy. Zaraz zadzwonię po pizzę. Hawajska?
-
Nie jestem głodna. Ale możesz zamówić.
-
Zjesz! Zjesz, wypijesz... Będziemy gadały o głupotach... I nie
będziesz w ogóle myślała o Oldze, jasne?
-
… – uniosłam brwi - To jest w ogóle możliwe?
-
Jest. Ze mną jest. Trzymaj – usiadła obok mnie, wciskając mi w
rękę kieliszek z winem. - Do dna! No już...
-
Zwariowałaś?
-
… - pokręciła przecząco głową.
-
Może mogłaś od razu wódkę przynieść – roześmiałam się,
zauważając, że jest zupełnie poważna. Spojrzałam na
kieliszek... I w ciągu krótkiej chwili opróżniłam jego
zawartość.
-
Chyba, że chcesz pogadać?
-
… – zdecydowanie pokręciłam przecząco głową.
-
Nie.
I
w momencie wypowiadania tego jednego, krótkiego słowa, całe
zdecydowanie i siła, jaką miałam w sobie, jakby nagle rozpłynęły
się w powietrzu, a z moich oczu popłynęły łzy. Chyba tylko mi
się wydawało, że mam w sobie choć odrobinę siły...
-
Alicja... – przysunęła się do mnie od razu, przytulając z całej
siły. - Wiem, że to jest dla ciebie cholernie trudne... Jesteś
taka dzielna... - mówiła, gładząc moje plecy.
-
Szczególnie teraz – wyszeptałam, łamiącym się głosem.
-
Szczególnie! A to, że musisz się wybeczeć... Jest zupełnie
zrozumiałe.
Pozwoliła mi na to, siedząc tak ze mną i po prostu przytulając. Chwila słabości, była jedną z tych dłuższych chwil. Ale pozbycie się łez, które od telefonu Olgi gromadziły się w moich oczach zdecydowanie było mi potrzebne.
Pozwoliła mi na to, siedząc tak ze mną i po prostu przytulając. Chwila słabości, była jedną z tych dłuższych chwil. Ale pozbycie się łez, które od telefonu Olgi gromadziły się w moich oczach zdecydowanie było mi potrzebne.
Matysik
miała w sobie niesamowitą moc, bo kiedy już wylałam z siebie całe
morze łez, naprawdę udało jej się zająć mój czas i moje myśli
w taki sposób, że nie krążyłam dookoła Olgi, Maksa i być może
w tym momencie pojawiającego się na świecie ich syna, prawie
wcale. Prawie...
-
Myślisz, że to... już? – spojrzałam kątem oka na zegarek. Było
kilka minut po 1 w nocy.
-
Maks by się odezwał? – odstawiła kieliszek i spojrzała na mnie
uważnie. - On był z nią?
-
Na sali? Nie. Nie chciała. A on nie naciskał. Ale powiedział jej,
że będzie czekał pod drzwiami. Denerwował się strasznie, jak
zbierał się do wyjścia.
-
Orda – szepnęła, zerkając na wibrujący telefon.
Uśmiechnęłam
się, wsłuchując się w ich rozmowę. Po kilku minutach Sylwia
odłożyła telefon.
-
Stęsknił się?
-
Taa... Martwił się, czy wzięłam klucze. Żebym przypadkiem nie
wyrwała go ze snu – odparła z powagą. - Swoją drogą co on
robił tak długo, po 1 a on dopiero się kładzie...
-
Czekał na Ciebie – uśmiechnęłam się szeroko. - Mam wyrzuty, że
cię tak tu przetrzymuję.
-
Sama się przetrzymuję. Przestań...
-
Ale już późno.
-
Wyganiasz mnie?! – oburzyła się - No tak, wino się skończyło...
To mam już sobie iść?
-
Tak, dokładnie – odparłam z powagą, po chwili z uśmiechem
kręcąc głową. - Ale naprawdę możesz się już zbierać.
Pracujesz jutro. A ja... dam sobie radę?
-
Ty też pracujesz. Na pewno?
-
Mhm. Dziękuję... – wyciągnęłam ramiona w jej stronę,
pochylając się lekko i przytulając ją. - Nie wiem co bym bez
Ciebie dzisiaj zrobiła. Jak Maks wyszedł... I uderzyła we mnie ta
głucha cisza w mieszkaniu...
-
Domyślam się – przytuliła mnie mocniej. - W porządku? –
odsunęła się dopiero po dłuższej chwili.
-
… - skinęłam głową.
><
Kiedy
Sylwia wyciągnęła rękę, by otworzyć drzwi, one same ustąpiły,
a w progu pojawił się Maks. Od razu zwróciłam uwagę na jego
błyszczące oczy i uniesione ku górze, drżące lekko kąciki ust.
-
Cześć – Matysik spojrzała na niego, po czym pochylając się w
moją stronę, musnęła mój policzek - Zostawiam cię w najlepszych
rękach. Trzymaj się, pa!
-
Dziękuję – odprowadziłam ją wzrokiem.
-
Paa – Maks ustąpił jej miejsca i po chwili zamknął za nią
drzwi. Odwrócił się w moją stronę, jednocześnie z kieszeni
wyjmując komórkę - Kuba. Przepraszam, że się nie odzywałem.
Chciałem... Powiedzieć ci osobiście.
Odwrócił
urządzenie w moją stronę, a mój wzrok od razu utkwił w zdjęciu.
-
Maleństwo... – odezwałam się szeptem, dopiero po chwili,
przejmując od Maksa komórkę i przesuwając palcem po ekranie.
Drugie zdjęcie. Otwarte oczka. - Jest taki podobny do Ciebie... –
wyszeptałam, czując, jak Maks podchodzi bliżej i kładzie dłonie
ma moich biodrach. Musnął moją skroń, przytulając mnie do
siebie. - Gra... Gratuluję – głos mi się załamał. Jedną
dłonią objął mnie mocniej w pasie, a drugą zabrał z rąk
komórkę.
-
Kocham Cię – wyszeptał, chowając urządzenie do kieszeni i
wtulając twarz w moje włosy. - Słyszysz? Kocham Cię.
- … - chciałam
przytaknąć, jednak moim ciałem wstrząsnął dreszcz, który był
wyrazem własnej niemocy, nie potrafiłam już nad sobą zapanować.
Zaplotłam dłonie wokół jego szyi, wtulając się w niego
najmocniej, jak tylko było to możliwe. A z moich oczu popłynęły
strugi łez. Nie wiedziałam nawet kiedy zaniósł mnie do łóżka i
kładąc się w nim razem ze mną, tulił mnie w swoich ramionach.
Raz po raz składał delikatne pocałunki na mojej głowie, szeptając
do ucha najpiękniejsze wyznania miłości, jakie można sobie tylko
wyobrazić. Łzy z moich oczu nie chciały przestać płynąć, a on
nie przestawał mnie tulić...